• Nie Znaleziono Wyników

logika, retoryka i etyka

W dokumencie postprawda. spojrzenie krytyczne (Stron 71-74)

Odwołanie się do logiki, retoryki i etyki nie jest przypadkowe. Starożytni Grecy uważali, że wykształcony obywatel powinien opanować reguły lo-gicznego myślenia, aby poprawnie rozumować. Powinien też nauczyć się chwytów retorycznych, by do swoich racji móc przekonać innych. Nad tym wszystkim, czyli nad dochodzeniem do prawdy oraz przekonywaniem do niej innych ludzi, musiał jednak utrzymać kontrolę. Kontrolę tę mógł sobie zapewnić, prowadząc odpowiedzialnie własne życie, a w szczególności wiedząc, na czym mu zależy najbardziej, i czując, że to, na czym mu zależy, jest tym, na czym mu zależeć powinno. Stąd aksjologia, w której etyka traktowana była nieco poważniej, choć o drugiej odnodze aksjologii, czyli o estetyce, zapomi-nać nie wolno, bo bardzo się przydaje w retoryce. Podobnie jak postprawda w logice, tak postpiękno w estetyce bywa koniem trojańskim fałszu i brzydo-ty. Nazwanie brzydkiego mężczyzny albo brzydkiej kobiety „pięknymi ina-czej” może stanowić element pożytecznej dla kogoś tresury w posługiwaniu się dialektem politycznej poprawności, ale w kwestii prawdziwości może tyl-ko prowadzić do przekładu „postprawdy” na „prawdę prawdziwą inaczej”.

W dziedzinie logiki nie ma postprawdy, gdyż istnieje tylko prawda albo nieprawda, czyli fałsz. Jesli coś się zalicza do postprawdy, to zalicza się do fał-szu. Na to jednak specjaliści od reklamy oraz PR-u nie chcą przystać. Uwa-żają, że każdy człowiek – jak słusznie myśli większość z nas – ma prawo do własnego zdania. Ale uważają także, na co już większość z nas nie przystanie, że każdy z nas ma również prawo do własnych faktów. Otóż prawa do włas-nych faktów, którymi mogę zastąpić fakty faktyczne, prawdziwe, autentycz-ne, które mi się z jakichś powodów nie podobają, nie mam. Tylko w jednym wypadku prawo takie w bardzo ograniczonym zakresie mogę chwilowo uzy-skać – jeśli ktoś uzna, że jestem godnym uwagi artystą i że mogę skorzystać ze specyficznego paszportu otwierającego mi furtkę do fikcji w ramach tak zwanej licencji poetyckiej. Sposób istnienia utworu artystycznego dopuszcza jednak więcej swobód w obchodzeniu się z rzeczywistością, czyli konstela-cjami ruchomych wydarzeń zwanych faktami, niż sposób istnienia odpowie-dzialnego obywatela w przestrzeni publicznej (choć widz wystąpień byłych urzędników państwowych przed komisjami śledczymi mógłby w to zwąt-pić). Dodajmy, że więcej swobód nie oznacza braku jakichkolwiek granic – prowokacje wymierzone przeciwko chrześcijaństwu, Kościołowi katolickie-mu oraz wierzącym obywatelom polskim związane z wystawieniem Klątwy

Wyspiańskiego na deskach Teatru Powszechnego w Warszawie w 2016 roku są tego najlepszym dowodem.

Dlatego postprawda, jeśli chce się zdanie postprawdziwe w dziedzinie logiki utrzymać, musi albo być szczególnym rodzajem prawdy (np. takiej, której istnienie stwierdzono niedawno i my akurat jeszcze o tym nic nie wie-my), albo jeszcze jedną odmianą fałszu (i wtedy niestety musi teren prawd opuścić). Odmiana fałszu często stara się zalegalizować swoje istnienie w dys-kusji publicznej, zazwyczaj oznajmiając nam ustami swoich zwolenników, że fałsz właśnie się zeń ulatnia jak powietrze z przekłutej opony. Obiecuje, że będzie „prawdziwiała” na naszych oczach, i jeśli tylko cierpliwie odczekamy, aż teza wspólnym wysiłkiem oraz dzięki ścisłej współpracy z antytezą urodzą syntezę, to będziemy mogli się cieszyć całkiem nowymi prawdami, świeżo upieczonymi prawdami. Na taką cierpliwość wobec fałszów i jeszcze--niezupełnie-prawd zgody być nie może. Tarski ani Popper nic tu zwolenni-kom postprawdy nie pomogą.

We współczesnej filozofii nauki można co prawda odróżnić korespon-dencyjną, koherencyjną, pragmatyczną oraz semantyczną definicję prawdy, ale żadna z tych definicji prawdy nie może być dla postprawdy łaskawsza.

Pierwsza definicja nakazuje wydanie wyroku prawdziwości wobec zdania stwierdzającego jakiś fakt, jeśli fakt taki uda się nam ustalić. Postprawda może co najwyżej dostarczać usprawiedliwień lekarskich za niestawienie się zdania pretendującego do prawdziwości na rozprawie albo innych alibi, które mają wyjaśnić, dlaczego wiążących ustaleń prawdziwości brak, ale nie może nas przekonać, że niesprawdzone alibi jest tym samym co pewne usta-lenie prawdziwości zdania orzekającego o jakimś fakcie. Druga nakazuje wyroki prawdziwości ferować na podstawie wewnętrznej spójności systemu; należy do niego zdanie, o którym należy orzec, czy jest prawdziwe. Trudno byłoby jednak bronić poglądu o systemowości zbioru postprawd, a nawet o po-datności tego zbioru na test spójności. Trzecia definicja wiąże prawdziwość z użytecznością, ale tu próby przemycenia postprawdy na miejsce prawdy kończą się trywialnym wykorzystywaniem pragmatyzmu jako nieodpowie-dzialnego wygodnictwa i koniunkturalizmu. Czwarta, Tarskiego, wiąże się z umiejętnością sformułowania metajęzyka, w którym daje się o zdaniach języka naturalnego albo sztucznego rozstrzygnąć, czy są prawdziwe, czy nie, ale tu zdanie postprawdziwe utknie dokładnie w tym samym punkcie, co w koncepcji korespondencyjnej albo koherencyjnej. (Zwięzła typologia koncepcji prawdy z krótką prezentacją definicji Tarskiego znajduje się – dla

wychowanych na pigułkach doktora Google – w sieci, a mianowicie na ła-mach histmag.org)4.

W dziedzinie retoryki od postprawd aż się roi, gdyż celem retoryki jest ułatwienie nam wywarcia wpływu na innych ludzi, co może się wiązać bar-dziej z odwołaniem się do ich ukrytych pragnień niż do faktów. W końcu już Cyceron otrzymał od brata porady, świadczące o tym, że wygrywanie walk politycznych wymaga elastyczności w stosowaniu logiki do własnych chwytów retorycznych, a więc przyzwala na stosowanie fałszu, na romans z nim. Naturalnie u przeciwnika elastyczność taka jest wysoce niewskazana, toteż należy skrupulatnie wykorzystywać postprawdy, czyli zamaskowane fał-sze w jego wystąpieniach, i je bezlitośnie demaskować jako dowody niższości przeciwnika nad nami samymi, w domyśle prawdomówcami. Jak mawiał Leszek Nowak w okresie prac nad idealizacyjną interpretacją Kapitału Karo-la Marksa, w retoryce ideologicznej idealizujemy na wschód (w stylu H.G.

Wellsa, który po wizycie w ZSRR w latach trzydziestych napisał „I have seen the future and it works”), a konkretyzujemy na zachód (w stylu „a wy Mu-rzynów bijecie”). Widać już, że w retoryce nie chodzi o prawdziwość w sensie logicznym, choć dla ogólnej orientacji w świecie nawet retoryk (retor) musi raz po raz spojrzeć na faktyczne dane instrumentów nawigacyjnych, bo wie, że nie można się zapędzić na manowce. Widać też jednak, że prawdziwość ustępuje miejsca bardzo swoistej użyteczności – figury retoryczne, chwyty retoryczne, tropy retoryczne służyć bowiem mają za rusztowania do budo-wy przekonującego aktu perswazji. W 1897 roku młody Winston Chur-chill napisał esej pt. The Scaffolding of Rhetoric, który opublikowano po raz pierwszy dopiero w roku 2000. Mówił w nim o porywaniu serc i umysłów, o kierowaniu odbiorców – słuchaczy, widzów – ku pewnym zachowaniom, a zniechęcaniu do innych. W tym sensie retoryka buduje rusztowania dla no-wej rzeczywistości, która dopiero ma zostać ukształtowana, prowokuje fakty, których jeszcze nie ma. W związku z tym jest w retoryce miejsce na prepraw-dy (zdania o faktach, których jeszcze nie ma, ale których pojawienie się ora-tor chce przyśpieszyć), postprawdy (fakty, kórych nigdy nie było, ale oraora-tor chciałby, żeby ludzie myśleli, że zaistniały – jak w „let us make America great again”). Unikając etykietki postmodernisty, Bruno Latour zatytułował jedną ze swoich książek We Have Never Been Modern, co jest chwytem retorycznym

4 P. Rzewuski, Alfred Tarski – twórca definicji prawdy, https://hstmag.org/Alfred-Tarski--tworca-definicji-prawdy-6480 (dostęp: 22.05.2017).

tak pomyślanym, by wykluczał logicznie zastosowanie określenia „postmo-dernista” – no bo jak można być kimś „po”, jeśli się nigdy nie było „przed”?

Logika postprawdy na teren prawd zatem nie wpuszcza, zaś retoryka jak najbardziej, choć dopuszcza krytyczne zmywanie makijażu i demaskacje postprawdy jako fałszu, który może fałszem być przestanie, ale o tym na razie nic pewnego nie wiadomo. W retoryce może więc postprawda przeżyć nieco dłużej, ale dużo dłuższe życie nie jest jej pisane. Jednym słowem w lo-gice miejsca na postprawdę nie ma, a w retoryce jest to miejsce podrzędne.

Instrumentalne. Logik do raju prawdziwości nie wpuszcza, retoryk wpuszcza tylko na chwilę i nie spuszcza z oczu. Został nam jeszcze etyk. Czy można znaleźć szczególne okoliczności, w których postprawdy oferuje się w dobrej wierze, w których można, wręcz warto posługiwać się fałszem zamaskowa-nym jako postprawda? Czy retoryk może stanąć przed trybunałem etyków (pomijam na razie estetyków), aby rozstrzygnęli, czy postępuję właściwie i co w ogóle, z zasady, należy z postprawdą zrobić? Czy ma prawo do swobod-nego potraktowania prawdziwości, do moralswobod-nego kredytu na postprawdy?

Innymi słowy, czy wolno mu postprawdy oferować jako mniejsze zło oraz coś w rodzaju morfiny łagodzącej nadmierne cierpienia? Czy wolno stoso-wać praktycznie hasło – postprawda co prawda was nie wyzwoli, ale za to uprzyjemni niewolę?

W dokumencie postprawda. spojrzenie krytyczne (Stron 71-74)