• Nie Znaleziono Wyników

Tak jakby Bóg postanowił poddać próbie całą łudzką zdolność podziwu i utrzymywał mieszkańców Macondo w ciągłym ruchu wahadłowym między zachwytem i rozczarowaniem, zwątpieniem i rewelacją, do ostateczności, w której nikt już nie mógł ustalić na pewno, gdzie się zaczyna i gdzie kończy się rzeczywistość.

Gabriel Garcia Marquez, Sto lat samotności

Macondo to rzeczywistość mityczna; cudowna i tajemnicza osada, w której niemal wszystko może się zdarzyć. Wszystko to, co pobudzi do życia Gabriel Garcia Marquez - twórca i kronikarz tej krainy. Jak to ma miejsce w całej praktycznie swojej twórczo-ści, Marquez szczególnie przy tej kreacji czerpie pełnymi garściami z doświadczeń i wspom-nień młodzieńczych lat. „Moje dzieciństwo jest źródłem wszystkiego, co napisałem, zaś smutek, tęsknota i nostalgia za światem minionym są surowcami, z których uformowały się fundamenty mojego pisarstwa" - powie, już jako uhonorowany Nagrodą Nobla wybitny prozaik iberoamerykański. W pobliżu jego rodzinnego miasta Aracataca -faktycznie znajduje się posiadłość o nazwie Macondo (pochodzi ona ponoć od

„cudownej rośliny", której kleiste mleczko ma własności zabliźniające), od której autor wziął imię swego literackiego świata. Jest to świat fikcyjny, ziemia, której „historię"

opowiada od początku do końca w „Stu latach samotności".

Oto ustęp traktujący o powstaniu tej przedziwnej osady : „Jose Arcadio Buendia i je-go ludzie, wraz z żonami, dziećmi, zwierzętami i całym dobytkiem, przeszli przez góry szukając dojścia do morza, lecz po dwudziestu sześciu miesiącach zaniechali dalszej wędrówki i założyli Macondo, aby uniknąć trudów powrotu. (..) W ciągu paru lat Ma-condo stało się najlepiej uładzoną i najpracowitszą wsią ze wszystkich znanych jej trzystu mieszkańcom."1

Sam pomysł stworzenia symbolicznej krainy, w której rozegrają się (lub z którą splatać się będą ) losy bohaterów kilku jego znamiennych utworów, nie jest nowy i do złudzenia przypomina eksperyment Williama Fauiknera. „Istnieje jakieś pokre-wieństwo, jakieś rysy wspólne dla pułkownika Sartortsa s pułkownika Aurełiano Buen-dia, zaś Macondo kojarzy się nieodparcie z hrabstwem Yoknapaiawha".2

Realizm magiczny „nie deformuje rzeczywistości, ani nie tworzy światów wyobraźni;

jest to latynoamerykański surrealizm, cudowność wynikająca ze specyficznego

ujmo-120 Marcin Biegaj

wania świata; forma narracji, w której narrator zamiast przedstawić magię, jakby była realnością, ukazuje rzeczywistość tak, jakby była magiczna. Wytwarza się aura nadna-turalności, bez odrywania się od natury, zmierza do zdeformowania rzeczywistości.

Realizm i magia współdziałają w tym świecie, nie są przeciwieństwem, lecz jednością.

Wyeliminowane jest wahanie (narratora, postaci, odbiorcy), ale w przeciwieństwie do baśni reguły rządzące światem przedstawionym nie są umowne, lecz naturalne, ludz-kie"3

Macondo jest miejscem uprzywilejowanym, w którym czas jest czymś względnym, odwracalnym, mimo że ściśle ograniczonym do tytułowych „stu lat", spisanych w ta-jemniczej księdze Meląuiadesa. Cykliczność czasu, czas cofający się do źródeł, czas

wiecznego powrotu - to zjawiska typowe w realizmie magicznym. Doskonale obrazuje to fragment prozy:

„Przypomniał mi się sierpień i długie, odrętwiałe sjesty, kiedy to pod ciężarem połu-dnia kładłyśmy się, aby umrzeć, z przepoconą, klejącą się do ciała odzieżą i słuchały-śmy na zewnątrz natrętnego i głuchego brzęczenia bezwładnych godzin. Zobaczyłam wypukłe ściany, nabrzmiałe wiązania drewnianych belek. Zobaczyłam ogródek, po raz pierwszy pusty, i krzak jaśminu pod murem, wierny pamięci mej matki."4

Bohaterka - narrator opowiadania „Rozmyślania Isabel podczas deszczu w Macon-do" przeżywa samotnie stan lunatycznego zahipnotyzowania nieustającym deszczem.

Wszystko, o czym opowiada jest smętne i spowolnione, obezwładnione, wręcz odurzo-ne ciągłym opadem. Nieco dalej w jej monologu znajdziemy fragment opisujący na wskroś inercyjną percepcję otoczenia.

„We wtorek wieczorem woda wciąż napływała i spowijała serce bólem, niczym ca-łun. Rześkość pierwszego poranka z wolna przemieniła się w ciepłą i ciastowatą wil-goć. Powietrze było ni to ciepłe, ni to zimne, miało temperaturę jak w febrze. Stopy pociły się w butach. Nie wiadomo było, co jest bardziej przykre, czy nagie ciało, czy odzież dotykająca skóry. W domu ustały wszystkie zajęcia"5

Często zdarza się, że akcja dzieł Marąueza umiejscowiona jest w jakiejś wiosce, miejscowości stanowiącej hermetyczną całość, oderwaną jednak od reszty świata lub najwyżej łączącej się z nim jedynie wątłym strumieniem. Tak jest z Macondo, powsta-łym gdzieś na odludziu, założonym przez uchodźców z „tamtego świata", rozwijającym się w przemysłową aglomerację z plantacją i koleją żelazną i z wszystkimi innymi miej-scami, w których losy bohaterów splatają się w tajemniczym rytuale życia.

„Na południu były bagna pokryte wiekową warstwą roślinności i olbrzymi świat mocza-rów, który, jak zapewniali Cyganie, nie miał granic. Wielkie moczary na zachodzie łączyły się z bezkresnym rozlewiskiem wody, zamieszkanym przez ssaki o miękkiej skórze, z głową i torsami kobiety. To one doprowadzały żeglarzy do zguby wabiąc ich urokiem swoich olbrzymich sutek. Cyganie płynęli sześć miesięcy tym szlakiem, zanim trafili na wąski pas stałego lądu, którędy wiodła droga mułów pocztowych."6

Macondo jest jednocześnie wszędzie i nigdzie, jest strefą wydzieloną, magiczną i za-razem jakimkolwiek miejscem na mapie Kolumbii czy Karaibów. W pierwszym roz-dziale o początkach osady, o świecie Genezis „wiele rzeczy nie miało nazw i mówiąc o nich trzeba było wskazywać palcem". Izolowane od świata górami i

moczą-Macondo i inne czasy? 121

rami Macondo wypracowało jednak swój własny autonomiczny czas, prawie niezależny od historii powszechnej i polityki wewnętrznej kraju.

„Kiedy po raz pierwszy przybyło do Macondo plemię Melquiadesa sprzedając szkla-ne kulki przeciw bólom głowy, wszyscy dziwili się, jak można było trafić do tej osady zagubionej wśród sennych moczarów. Cyganie wyznali, że kierowali się śpiewem pta-ków."7

Dzieje rodu Buendiów dzielą się na trzy długie epoki. Pierwsza: od założenia Ma-condo do początku wojny domowej. Jest to okres wyznaczony działalnością założyciela osady i rodu - Jose Arcadia Buendii, młodością jego dwóch synów oraz autorytetem filozoficzno-naukowo-magicznym Melquiadesa. Jest to też okres prób przełamania izolacji i wyjścia z zamkniętego kręgu samotności. Drugą epokę otwiera wojna domo-wa, rewolucja i terror. Oddziaływanie magii zostaje zawieszone, życiem rządzi polityka i podziały. Trzecia epoka to powrót do legendy dawnej monotonii trwania. Pozorna świetność cywilizacji przemysłowej i osadnictwa związanego z kapitalizacją Maconda (Kampania Bananowa) niewiele ma wspólnego ze świetnością pierwotną. Bardzo ja-skrawo oddaje tę sytuację fragment pierwszej powieści pisarza („Szarańcza"):

„zrujnowane miasteczko z czterema biednymi, obskurnymi sklepikami, zamieszkane przez ludzi bezczynnych, bojaźliwych, dręczonych wspomnieniami dostatniej przeszło-ści i goryczą przytłaczającej, statycznej teraźniejszoprzeszło-ści".8 Bohaterowie wielokrotnie uświadamiają sobie zarówno przemijalność czasu jak i jego nieruchomość.

Przez te fazy dziejów osady przeświecają etapy biografii Aureliana, który jest obok Urszuli (opiekunki ogniska domowego, „głowy rodu" wobec dziwactw męża-alchemika i dramatycznych losów całej rodziny) jedyną postacią, której biografia łączy początek akcji z finałem. Oboje osiągają długowieczność, bo ich życie w perspektywie powieści zostało wpisane w czas matuzalemowy. Jak wielką różnorodnością pomysłów cieszył się Aureliano, niech pokaże fragment opisujący jego wysiłki w poszukiwaniu, obdarzo-nego znamionami archetypu (jakże często przewijającego się w tej, przez to, uniwersal-nej powieści) kamienia filozoficznego.

„Poza prymitywnym laboratorium Melquíades pozostawił po sobie próbki siedmiu metali odpowiadających siedmiu planetom, formuły Mojżesza i Zosimusa do wyrobu złota, a także serię notatek i rysunków dotyczących procesów Wielkiego Wtajemnicze-nia, które temu, kto umiałby je odczytać, pozwalały uzyskać kamień filozoficzny. Za-chęcony prostotą formuł alchemicznych Jose Arcadio Buendia przez wiele tygodni przekonywał Urszulę, żeby mu pozwoliła odkopać swoje monety kolonialne i pomno-żyć je tyle razy, na ile można rozdzielić rtęć. Urszula jak zawsze ustąpiła przed nie-złomnym uporem męża. Wtedy Jose Arcadio Buendia wrzucił trzydzieści złotych dub-lonów do rondla i roztopił je z opiłkami miedzi, orypimentem, siarką i ołowiem.

Wszystko to podgrzewał na wielkim ogniu, dolewając oleju rycynowego, aż otrzymał gęsty, cuchnący syrop, który bardziej przypominał pospolity karmel niż wspaniałe zło-to. W kolejnych ryzykownych i rozpaczliwych procesach destylacyjnych, w aliażu z sied-miu metali planetarnych, przeżarte rtęcią i cypryjskim witriolem, prażone na nowo w wie-przowym smalcu, z braku oleju rzepakowego, cenne dziedzictwo Urszuli zostało

do-122 Marcin Biegaj

prowadzone do postaci zwęglonej skwarki, której nie sposób było oderwać od dna rondla"9

W ten magiczny nurt czasu Márquez włącza drugi nurt - czasu historycznego, linear-nego - który zamyka w sobie nie w nieskończoność odtwarzane zdarzenia mityczne, lecz fakty historyczne. Historia ingeruje w tę mityczną enklawę, jaką jest Macondo poprzez kolejne wojny domowe, najazd kampanii bananowej, epizody z nią związane -strajk i masakry robotników plantacji. Nieustannie przewijające się wojny domowe nabierają rangi archetypu i tracą swój jednostkowy wymiar historyczny. Ślady historii wymazuje z pamięci, niczym biblijny potop, deszcz, który „padał cztery lata, jedenaści miesięcy i dwa dni". Nie tylko fakt historyczny podlega prawom mitologizacji, gdyż dzieje mitycznego Macondo są równocześnie poetyckim zapisem historii latynoamery-kańskiej.

Kiedy osadę opanowała zaraza bezsenności i zaniku pamięci, dla jej mieszkańców subiektywnie czas przestał istnieć. Nieodczuwanie ani jego przepływu ani nawet cy-kliczności dnia i nocy wywołało zaburzenia świadomości i halucynacje.

„Jose Arcadio, za namową Aureliana, zastosował metodę na przezwyciężenie zupeł-nego braku pamięci. Pędzlem umoczonym w farbie malował na każdej rzeczy jej na-zwę: stół, krzesło, zegar, drzwi, ściana, łóżko, garnek, krowa, kura, juka, malaga, bana-ny. Stopniowo, obserwując nieskończoność wariantów zaniku pamięci, zdał sobie sprawę, że może nadejść dzień, kiedy będą rozpoznawać rzeczy po napisach, ale zapo-mną ich przeznaczenia. Wtedy rozszerzył swoje napisy. Etykieta, którą zawiesił na szyi krowy, była przykładem sposobu, w jaki mieszkańcy Macondo byli zdecydowani wal-czyć z chorobą : „To jest krowa, trzeba ją doić co rano, żeby dawała mleko, mleko trzeba zagotować, potem zmieszać z kawą i zrobić kawę z mlekiem". Tak więc żyli w wymykającej się rzeczywistości, którą chwilowo mogli schwytać za pomocą słów, ale która musiała wymknąć się bezpowrotnie wraz z zapomnieniem słowa pisanego. U wy-lotu drogi z moczarów umieszczono napis: „Macondo", a nieco dalej inny, większy, przy głównej ulicy: „Bóg istnieje". We wszystkich domach opracowano klucze dla utrwalenia w pamięci przedmiotów i uczuć."10

Melquíades, który dawno już „przeżył czas" i „przekroczył próg śmierci", przychodzi z pomocą ofiarowując cudowne lekarstwo. Właśnie on okazuje się kreatorem dziejów osady. Osady, której los w „Szarańczy" prorokuje bohater : „widzę przez okno dom i myślę, że moja macocha siedzi tam, nieruchoma w swym krześle, i myśli może, że zanim wrócimy, nadleci ostateczny wiatr, który zmiecie to miasteczko. Wtedy wszyscy już odejdą, prócz nas, jesteśmy bowiem przywiązani do tej ziemi poprzez pokój pełen kufrów, gdzie złożone są jeszcze naczynia kuchenne i odzież dziadków moich dziad-ków, i derki, którymi okrywano konie moich rodziców, gdy uciekając przed wojną jechali do Macondo. Jesteśmy zakorzenieni w tej ziemi poprzez wspomnienia dawnych zmarłych, choć ich kości nie można by już odnaleźć dwadzieścia sążni pod ziemią.

Kufry są w pokoju od ostatnich dni wojny; i będą tam również wtedy, gdy powrócimy

» z pogrzebu, o ile nie nadleci ten wiatr ostateczny, który zmiecie Macondo, jego pełne jaszczurów sypialnie i jego milczących ludzi, wyniszczonych przez wspomnienia"11

Macondo i inne czasy? 123

Melquíades nie ułożył faktów w umownym czasie ludzi, lecz skoncentrował jeden wiek epizodów codziennych tak, że wszystkie współistniały w jednym momencie. Do-konał więc jakby symultanicznego zapisu faktów, które miały nastąpić i kolejno nastę-powały. W chwili odcyfrowywania pergaminów „miasto zwierciadeł (lub zwierciadla-nych miraży) zmiecione będzie przez wiatr i wygnane z pamięci ludzi".

Koniec miasteczka jest równoczesny, i co więcej - równoznaczny z końcem powie-ści. Macondo trwa zatem tylko tak długo, jak długo o nim czytamy. Do dzieła więc!

Dajmy szansę historii rodu Buendia zaistnieć w naszej rzeczywistości, choćby baśnio-wo-sennej, którą de facto doskonale wypełnia swoim bogactwem estetycznym. Być może dla niektórych ta historia będzie uproszczoną alegorią dziejów ludzkich, zwłasz-cza ze względu na dużą kondensację pojęć wiecznie żywych dla ogólnoludzkiej cywili-zacji (wygnanie, ziemia „obiecana", niezliczone konflikty o podłożu tak militarnym, jak i rodzinnym itp.). Może być wreszcie ta powieść lekcją o naturze ludzkiej i jej wypa-czeniach, co czyniłoby z historii Macondo swoistą parabolę, poddającą się wielowar-stwowej interpretacji. Czy przypadkiem Marquez, każąc mieszkańcom Maconda cier-piącym na chroniczny brak pamięci umieścić w centrum miasta napis : „Bóg istnieje", nie poddaje nam do przemyślenia spraw zupełnie sobie przez nas czasem nieuświada-mianych ? Nasuwa mi się tylko jedno skojarzenie: „plemiona skazane na sto lat samot-ności nie mają już drugiej szansy na ziemi" - tak kończy autor sagę rodem z Macondo, napisaną w 1967 roku, noszoną przez 16 lat w sercu, stworzoną przezl8 miesięcy pu-stelniczego zamknięcia w gabinecie, następnie sprzedaną w 20 milionach egzemplarzy w więcej niż 30 językach najwybitniejszą powieść iberoamerykańskiego „realizmu magicznego" - „Sto lat samotności".

Przypisy:

1 Gabriel Garcia Marquez, Sto lat samotności, przeł. G. Grudzińska, Warszawa 1996, s. 17.

2 P.A. Mendoza, Zapach gujawy, przeł. K. Rodkowska, „Literatura na Świecie" 1983, nr 9, s. 156.

í A. Elbanowski, Marquez: od realizmu magicznego do ironii magicznej, „Literatura na Świecie" 1983, nr 9, s. 13-14.

4 G.G.Marquez, Rozmyślania Isabel podczas deszczu w Macondo, przeł. R. Kalicki, „Twórczość" 1975, nr 8, s. 38.

5 Ibidem.

6 G.G.Marquez, Sto lat samotności, s. 17.

7 Tamże, s. 16.

8 G.G.Marquez, Szarańcza przeł. C.M. Cassas, Warszawa 1995, s. 95.

9 G.G. Marquez, Sto lat samotności, s. 13.

10 Ibidem, s. 56.

11 G.G. Marquez, Szarańcza, s. 112.