• Nie Znaleziono Wyników

William Blake

Introduction

Piping down the valleys wild, Piping songs of pleasant glee, On a cloud I saw a child, And he laughing said to me:

"Pipe a song about a Lamb!"

So I piped with merry chear.

"Piper, pipe thet song again;"

So I piped: he wept to hear.

"Drop thy pipe, thy happy pipe;

Sing thy songs of happy chear:"

So I sung the same again, While he wept with joy to hear.

"Piper, sit thee down and write

"In a book, that all may read."

So he vanish'd from my sight, And I pluck'd a hollow reed, And I made a rural pen, And I stained the water clear, And I wrote my happy songs Every child may joy to hear.

*

Z tomu „Pieśni Niewinności i Pieśni Doświadczenia ukazujące dwa przeciwne stany duszy ludzkiej" - fragmenty

180 William Blake

Wprowadzenie

Ćwierkając przez dziką dolinę, Ćwierkając pieśni miłej radości, Na obłoku ujrzałem dziecinę, Co ze śmiechem takie słowa wznosi:

„Zagraj piosnkę o Jagnięciu!"

I zagrałem, wesoło się radując.

„Grajku, zagraj znowu tę piosenkę;"

Więc zagrałem: słuchał, popłakując.

„Rzuć swą fujarkę, radosną fujarkę;

Śpiewaj pieśni miłej radości;"

Zaśpiewałem znów tę samą.

A on słuchał, płacząc z przyjemności.

„Grajku, usiądź tutaj by napisać Książkę, którą każdy mógłby czytać."

Przed oczami go nie widać, Ja zerwałem pustą trzcinę, I zrobiłem wiejskie pióro, I zbrukałem czystą wodę, I spisałem miłe pieśni Niechaj cieszą dzieci młode.

Tłum.: Piotr Sobolczyk

wiersze 181

The Ecchoing Green The Sun does arise, And make happy the skies;

The merry bells ring To welcome the Spring;

The skylark and trush, The birds of the bush, Sing louder around

To the bells' chearful sound, While our sports shall be seen On the Ecchoing Green.

Old John, with white hair, Does laugh away care, Sitting under the oak, Among the old folk.

They laugh at our play, And soon they all say:

"Such, such were the joys

"When we all, girls & boys,

"In our youth time were seen

"On the Ecchoing Green."

Till the little ones, weary, No more can be merry;

The sun does descend, And our sports have an end.

Round the laps of their mothers Many sisters and brothers, Like birds in their nest, Are ready for rest, And sport no more seen On the darkening Green.

182 William Blake

Odbijająca zieleń Wschodzi słońce, Niebo cieszące;

Dzwoni dzwoneczek radosny Wita nadejście Wiosny;

Drozd oraz skowronek, To ptaki w krzewie zielonem, Dokoła śpiewają głośniej

Do dzwoneczka melodii radosnej.

Gdy w naszych zabawach powinniśmy być widzeni Na Odbijającej Zieleni.

Patrzcie na z białymi włosami Starego Jana, On śmiechem zmartwienia odgania, Pod dębem siedzi,

Wśród starej gawiedzi.

Śmieją się, gdy naszą zabawę widzą, I wkrótce wszyscy powiedzą:

„Takie, takie mieliśmy radosne miny My wszyscy, chłopcy i dziewczyny, Gdy w młodości na widzieli Na Odbijającej Zieleni."

Aż malcy, zmęczeni,

Dłużej nie mogą być ucieszeni;

Zachodzi słońce

I naszym zabawom idą końce.

Dokoła łona swej matki Siostrzyczki i bratki,

Do ptaków w gnieździe podobne, Do odpoczynku sposobne, I zabaw już nie widzieli Na ciemniejącej Zieleni.

Tłum.: Piotr Sobolczyk

wiersze 183

The Angel

I dreamt a Dream! What can it mean?

And that I was a maiden Queen, Guided by an Angel mild:

Witless woe was ne'er beguil'd!

And I wept both night and day, And he wip'd my tears away, And I wept both day and night, And hid from him my heart's delight.

So he took his wings and fled;

Then the morn blush'd rosy red;

I dried my tears, & armed my fears With ten thousand shields and spears.

Soon my Angel came again:

I was arm'd, he came in vain;

For the time of youth was fled, And grey hairs were on my head.

Mój anioł

Wyśniłam Śnienie! jakie jest jego znaczenie?

I że dziewiczą Królową było moje istnienie Chronioną przez Anioła miłego:

Nigdy nie oszukasz nieszczęścia głupiego!

I płakałam noc i dzień, A on zmiótł łzy moje w cień, I płakałam dzień i noc,

I ukryłam przed nim serca radości moc.

Więc on skrzydła wziął i zbiegł;

Potem ranek pomyślnie zaczerwienił się;

Łzy osuszyłam i swe lęki uzbroiłam

Dziesiątkiem tysięcy włóczni i tarcz się osłoniłam.

Wkrótce mój Anioł przybył znów:

Byłam uzbrojona, więc przybycie bez efektu, Gdyż młodości czas minął

A ja mam już głowę siwą.

Tłum.: Piotr Sobolczyk

184 William Blake

*

I saw a chapel all of gold That none did dare to enter in, And many weeping stood without, Weeping, mourning, worshipping.

I saw a sepent rise between The white pillars of the door, And he forc'd & forc'd & forc'd, Down the golden hinges tore.

And along the pavement sweet, Set with pearls and rubies bright, All his slimy lenght he drew, Till upon the altar white Vomitting his poison out On the bread & on the wine.

So I turn'd into a sty

And laid me down among the swine.

*

Ujrzałem kaplicę całą ze złota Do której wejść nikt się nie ośmielił, Wielu płaczących stało przed wrota, Płaczący, lamentujący, rozmodleni.

Ujrzałem węża sunącego pomiędzy Białymi kolumnami drzwi,

I parł on i parł i parł;

Złote zawiasy upadły.

I naprzód po słodkiej posadzce, Pełnej perły i rubinu jasnego, Rozciągnął śliską swą długość Aż do ołtarza białego, Wymiotując swą truciznę Po chlebie i winie.

Więc odszedłem do chlewu I położyłem się między świnie.

Tłum.: Piotr Sobolczyk

wiersze 185

The Tyger

Tyger! Tyger! burning bright In the forests of the night, What immortal hand or eye Could frame thy fearful symmetry?

In what distant deeps or skies Burnt the fire of thine eyes?

On what wings dare he aspire?

What the hand dare seize the fire?

And what shoulder, & what art, Could twist the sinews of thy heart?

And when thy heart began to beat, What dread hand? & what dread feet?

What the hammer ? What the chain ? In what furnace was thy brain?

What the anvil? What dread grasp?

Dare its deadly terrors clasp?

When the stars threw down their spears, And water'd heaven with their tears, Did he smile his work to see?

Did he who made the lamb make thee?

Tyger ! Tyger! burning bright In the forests of the night, What immortal hand or eye, Dare frame thy fearful symmetry?

186 William Blake

Tygrys

Tygrys! Tygrys! płonie blask, Którym palisz nocy las:

Jaka dłoń czy nieśmiertelne oko

Mogła stworzyć doskonałość tak przerażająco wysoką?

W jakich niebach i otchłaniach Oczu twoich blask spalania?

Jakie ośmieliły dłonie Chwycić za żarzący płomień?

Jakie ramię, sztuka - żeby w sercu biła Tak przerażająca siła?

A gdy już zaczęła bić Co za dłoń to mogła być?

Jaki młot? Jakie kajdany?

W jakich umysł twój był piecach wykuwany?

Jaki warsztat ? Co to za pojęcie Ośmieliło się na to śmiertelne objęcie?

Kiedy gwiazdy w dół rzuciły włóczniami, I gdy zalały Nieba swoimi łzami,

Czy się cieszyć ze swych dzieł on pragnie?

Czy ten co ciebie stworzył także Jagnię?

Tygrys! Tygrys! płonie blask, Którym palisz nocy las.

Jaka dłoń czy nieśmiertelne oko

Śmiała stworzyć doskonałość tak przerażająco wysoką?

Tłum.: Piotr Sobolczyk

wiersze 187

*

When a Man has Married a Wife, he finds out whether Her knees & elbows are only glued together.

Dowiaduje się wtedy, gdy bierze za Żonę Czyjej kolana i łokcie tylko są razem sklejone.

An Anser to the Parson

"Why of the sheep do you not learn peace?"

"Because I don't want you to shear my fleace."

Odpowiedź proboszczowi

„Dlaczego nie uczysz się pokoju jak jagnięta inne?"

„Gdyż nie chcę byś zdarł ze mnie swą wełnę."

*

"Madman" I have been called: "Fool" they call thee I wonder wchich they envy, Thee or Me?

Wariatem mnie nazwali; głupcem ciebie.

Komu zazdroszczą, tobie czy mnie? - nie wiem.

To God

If you have form'd a Circle to go into, Go into it yourself & see how would you do.

Do Boga

Jeśliś uformował, by do niego wchodzić, Koło, Wejdź do niego sam, ciekawe, czy ci będzie wesoło.

Tłum.: Piotr Sobolczyk

188 Wojciech Czajka

Homo?

Co? No czemu nic nie mówisz gapisz się na mnie że siedzę pod murem.

Przed sobą mam kartkę 0 pomoc Was proszę.

A każdy mnie mija obojętnym wzrokiem.

Mówisz: Do roboty!

szukałem - uwierz mi nie dostałem żadnej godnej homo sapiens istoty myślącej którą ponoć jestem a oni chcieli mnie zrównać do poziomu zwierzęcia...

Wojciech Czajka Moje oko

Wysyła światu zatrzymaną wieczność Część Boga

1 cały ziemski czas Moje serce już nie istnieje Jestem zwykłą trawką Zdeptaną roślinką Do Ciebie

Twoją twarz widzę Obok krzyża

Czy Ty też jesteś moim Bogiem?

Cała ściana biała pusta jęk moja dusza Tylko Bóg i Ty (Wisisz?)

Olga Letkiewicz 189

Punk natura Spod nagiego ciała wyłania się zła dusza Nie ma ona kształtu jest jak chora krew

z twych ust wypluta zlewa się na ręce wiernych Którzy potem ją zbierają w jedną świętą...

życiodajną całość

Olga Letkiewicz Obecność Boga

jak ci pokazać kim jestem słowa jak cienie

rysują zamglone kontury wszystko traci wyrazistość słów też mi brakuje i sił

by wytrzeć łzy rękawem milczenia przez śpiew porannych ptaków wskazujesz drogę

podobno mam numerek na życie

powinnam być beztroska i zgubić ciemność gdybym odziedziczyła po kimś talent namalowałabym trójkąt bermudzki tam można wrzucić wszystko ambicją żar i pychę

zegar miarowo odlicza czas dwa kroki w stronę dobra jeden w piekło

zamiast iść prosto oglądam się za siebie Ty jednak wyznaczasz szlak delikatnie wskazujesz horyzont wiem której drogi się trzymać poza nią próżnia

nieprzeniknione oczy posągów

190 Katarzyna Grzybowska

śni mi się spokój i śniadanie na trawie niecierpliwie wyglądam za okno szukam głosów tych którzy odeszli jak lilie jak hiacynty

nawet adresu nie zostawili

teraz listy przyklejam do latawców i uciekam do traw zielonych do wiecznego tułacza do desyderaty do rozmów po zmierzch po świt Wiedeń

w wiedniu wieczorem bierzesz mnie za rękę delikatnie

już nie śmieję się jak wtedy gdy po raz pierwszy zatańczysz

zatańczę

wystarczy pierwszy krok i twój spokój w pocałunku tylko ten walc

tylko ten wiatr zaborczy byłeś zziębnięta patrzyłam jaką część siebie mogę ci dać w prezencie czy tylko cień

Katarzyna Grzybowska

* * *

odkryłem piękny świat daleko stąd,

tak spokojnie szumi, beznamiętne chmury

suną po beznamiętnym niebie, nie ma tam Boga, nie,

ale sąjego niebieskie okulary, gdy je nakładam,

odkrywam piękny świat.

wiersze 191

* * *

Czy pozwolisz popatrzeć ci w oczy, tak prosto, bym ujrzał kolor nieba nad płonącymi lasami Amazonii.

Czy pozwolisz mi patrzeć na usta, tak prosto, bym mógł zamknąć oczy i pozwolił przenikać, i już zostać.

Czy pozwolisz mi marzyć po drugiej stronie stołu, nawet gdy gołębie siedzą na drzewie przy oknie, czy pozwolisz mi tak usiąść i patrzeć, jak radośnie przemijasz.

Widziałem gołębia, który zatrzymał się przy twoim oknie i długo nie odlatywał, i smutno patrzył przez szybę.

Widziałem przez okno, jak siedzimy po przeciwnych stronach stołu a tobie nie chce się iść prać.

Tak odważnie jest być samotnym.

Od dwóch dni jestem najodważniejszym człowiekiem w historii

nie boję się żyć.

***

Rzucam na ciebie czary,

jak śmiesz dotykać moich książek i dokładnie przeliterowywać ich tytuły, gdy nawet ja ich nie znam.

Nie znam ich pochodzenia, nie wiem, czyj smutek je napisał.

Jest tylko pustka, o której kiedyś czytałem,

pustka przetłumaczona na wiele języków.

Których nie znam.

192 Jarosław Mankiewicz

Zagadka pragnienia: tabletka, tabletka, tabletka.

Obsesja połykania tabletek w kolorowych polewkach, czasem bez polewy.

W środku biały zbawiciel,

mesjasz wszystkich rozczarowanych smutków.

Jarosław Mankiewicz Genesis 4, 8-12

Gdzie jesteś Ablu?

Gdzie jesteś Kainie?

Wasza matka Ewa

O twarzy pełnej zmarszczek zmęczona pamięcią raju

nie może was odnaleźć a zapraszała was na herbatę gorącą

I ciepłe mamine ciasteczka niektóre nawet z kremem.

Wasza matka czeka i śpiewa babilońskie hymny i boisz się, że dobry Bóg będzie musiał szukać was sam.

I ojca Adama też nie chce niepokoić bo zmęczony orką

położył się spać,

pot mu nadal spływa ze skroni.

Ablu, Kainie co się z wami stało?

Marcin Komosa 193

* * *

Mój anioł stróż

w niebieskich skarpetkach czyta w wolnych chwilach poezje Miłosza

Ale czasu wolnego ma niewiele

już od wczesnego rana musi odpędzać małe czarne kosmate diabełki

A wykończony wieczorem kładzie się obok

i poduszkę wyrywa mi spod głowy Mimo to go lubię.

***

Pięćdziesięcioprocentowy księżyc uwięziony na zachodnim niebie jak klejnot

ponad całą naszą+

małością

ponad piramidami

z cegieł, twarzy, rąk i blachy oślepionymi jego połowicznym blaskiem

a na wschodzie

gwiazdy lekko wyblakłe chwytają się świateł miasta

Marcin Komosa

194 Marta Jedliczko

Poezja

jestem szelestem pojednań

pozwalam ci oddychać mną jak nocą i budzić się ze mnie jak ze snu jestem najdzikszą wolnością

nigdy nie opowiadam swoich zbyt prywatnych przygód nie tłumaczę moich oddaleń ani powrotów

uwielbiasz mnie i pogardzasz mną bo pozwalam rozpoznawać się każdemu a wciąż jestem nie dotknięta czasem znam magiczne formuły świętej mowy wiem jak oddzielać słowo od słowa jak przetłumaczyć opowieści oczu

cudowna i znienawidzona bo opieram się

kiedy próbujesz nadać mi imię

***

my nie kochamy mężczyzn chociaż tęsknimy do nich

tęsknimy wśród tajemnic nieuniknionych jak życie trudnych i tak samo dotkliwych

zachłannie wpatrzone w świat rzeźbione tępym dłutem czasu ale nie zadziwiają nas już sny

ani wypełniające nas powietrze nagłych uszczęśliwień łagodne jakbyśmy czuły że śmiertelne

z wilgotną muzyką w oczach

czasem jeszcze chcemy być czyjąś nocą oddalać od kogoś śmierć

my nie kochamy mężczyzn wymyślamy ich więc są mocni od miłości ratuje nas ucieczka do wnętrzności własnych słów

wiersze 195

* * *

miałeś być moją religią

odpowiedzią na moje pogańskie modlitwy ale nie nauczyłeś mnie niczego

nie nauczyłeś mnie zachwytu ciała ani ciepła wspólnego snu

nigdy też nie wyczułam niepokoju twoich poruszeń chociaż było we mnie dla ciebie tyle miejsca podobno tylko o to chodziło

żeby dojść tam skąd nie można wrócić żeby poczuć na skórze pachnącą mokrość ale jak mogłam tego nie zauważyć i nie ochronić samej siebie doprawdy nie wiem nie prosiłam o nic tylko o to żebyś był moją religią żebyś mnie nie tracił

żebym nie czuła bólu rozdzielenia ale ty się śmiałeś

zgwałcona twoim śmiechem urodziłam wiersze pokaleczone, wilgotne słowa.

Wiersz dla nikogo

pamiętam naszą pierwszą miłość kiedy wskoczyliśmy w niebieski śnieg klęczeliśmy przed sobą nadzy

i całowaliśmy oddychającą w nas dorosłość pamiętam jak stawałeś się mężczyzną i to jak dotykaliśmy gorących drzwi a w miejscach dotknięć pojawiał się pierwszy zapach

potem bez światła rozmawialiśmy mówiłeś mi słowa które chciałam słyszeć

196 Marta Jedliczko

niepewne i obiecujące zarazem więcej nie mogłaś zrobić memu ciału zasnąłeś wierząc naiwnie

że właśnie takiego rozpoznania pragnęłam

Motyle w oknach z preksiglasu odsłoniłeś mnie

i zostawiłeś w tej nagości

urodziłam się w portowym mieście poznałam słoną czułość krople potu wiele wsłuchiwało się we mnie by usłyszeć jak krzyczę o pożądaniu z dalekich krajów przywozili mi motyle zamknięte w małych okienkach z preksiglasu to nie takie trudne być kochanką tych których nigdy nie ma w domu być ich nocnym tramwajem albo ćmą to nie trudne bo przestają istnieć

kiedy tylko utracą swój zapach albo smak i nie zostają po nich nawet słowa

tylko motyle zamknięte w małych okienkach z preksiglasu

Marta Jedliczko

Przepraszamy naszych dwóch autorów z poprzedniego numeru:

Fryderyka Rudzińskiego i Jarosława Minkiewicza.

Przy ich ¡ecenzjach z wystaw) Simchy Nomberga zamieniliśmy ich

Redakcja