• Nie Znaleziono Wyników

nam i wspomnianych już oświatowych bolączkach i absurdach. Do zaniku jednostkowej, indywidualnej odpowiedzialności przyczynia się depersonalizacja kontaktów nauczyciela i ucznia. Trudno przejawiać i kształtować odpowiedzialność w szkole, w której uczeń zamiast imienia i nazwiska posiada numer, a nauczyciel jest jedynie „przedstawicielem instytucji".

Podobnie jak profesor Sławińska nie jestem zwolenniczką nadmiernego liberalizmu ani tym bardziej „mizdrzenia się" do uczniów. Sądzę jednak, także po własnych doświadcze-niach, że zbyt wiele bolesnych konfliktów, stresów i urazów szkolnych bierze się z zatra-cania świadomości tego, o czym przypomina rozważany przez nas artykuł. Tego, że po obu stronach „szkolnej barykady" znajdują się konkretni, jednostkowi ludzie wymagają-cy szacunku. Bez niego nie ma mowy o autorytecie ani też o zaufaniu,

Osobiście sądzę, że to właśnie zaufania brakuje współczesnej szkole najbardziej. I wąt-pię, czy najsilniejszy nawet przypływ środków finansowych jest go w stanie przywrócić.

Na pieniądzu można budować autorytet banku, urzędu, przedsiębiorstwa. Pani Profesor wspomina o powołaniu do zawodu nauczyciela. Wątpię, czy podnoszenie pensji nauczy-cielskich byłoby najlepszym sposobem na przysporzenie szkole ludzi z tym powołaniem.

Wojciech Chudy

Potrzeba przezwyciężenia przeszłości

Chciałbym powiedzieć, podsumowując w pewnym stopniu tę dyskusję, że oczywiście na kryzys autorytetu nauczyciela wpływa otoczka kulturowa, która jest niekorzystna (na przykład ekspansywny nurt postmodernistyczny, jak tutaj już zostało zresztą zauważo-ne), a także i to, że uczniowie są nieraz zbyt wymagający, i to, że nauczyciele są zbyt autorytarni... Wszystkie te sprawy oczywiście warunkują ten kryzys autorytetu. Chciał-bym jednak zwrócić uwagę na jeszcze jeden element łączący tę rzeczywistość, na którą wskazywała profesor Irena Sławińska (sama nauczyciel przedwojenny!), z naszymi cza-sami. Ten faktor kryzysu nauczyciela jest tym, na który zwróciła uwagę - nie rozwijając go - Anna Kawalec. Profesor Sławińska odróżnia bardzo wyraźnie tamte czasy, kiedy istniał autentyczny autorytet nauczyciela, od naszych czasów, kiedy autorytet ten jest bardzo nadwątlony. Coś jednak łączy obie te epoki. Chcę wskazać na linię łączącą nasze i tamte lata.

Mianowicie wiadomo, że grupa zawodowa nauczycieli w okresie międzywojennym związana była w większości ze środowiskiem lewicy. Była to grupa zawodowa nastawio-na lewicowo i akceptująca bardziej takie wartości, jak postęp, walka ze wstecznictwem,

148 Wojciech Chudy

ciemnotą, zabobonem i kult nauki - niż religia, prawo naturalne czy lojalność narodowa.

Pozytywizm oraz scjentyzm - to były nurty filozoficzne, które wzmacniały tę postawę.

Ogólnie rzecz biorąc można powiedzieć, że środowisko nauczycielskie było związane z po-stawą lewicową i lewicującą, a sam Związek Nauczycielstwa Polskiego był nawet silnie komunizujący. Oczywiście nie zaprzeczało to uczciwości i rzetelności poszczególnych osób należących do tej grupy. Nikt nie powątpiewa w to, że większość ich postaw była autentyczna.

Natomiast jest faktem, że kiedy przyszła PRL, kiedy nastał po wojnie okres komuni-zmu, nastąpiło administracyjne wzmocnienie tej lewicowości. Wiele osób odpadło, nie przyłączyło się do tego nurtu, lub próbowało ocalić swą wewnętrzną uczciwość, ale wie-my przecież o tym dobrze z wielu przekazów, jak nurt dyspozycyjności partyjnej, defor-macji ethosu nauczyciela, objął to środowisko w okresie Polski komunistycznej. Było to bardzo ważne narzędzie indoktrynacji społeczeństwa. Nauczyciel był ważnym środkiem wpływu ideologicznego, bodajże, po środkach masowego przekazu, najważniejszym. Tak więc szczególny nacisk kładziono na to, by tę właśnie grupę ludzi zdeformować, aby ich sobie podporządkować i uczynić z nich ludzi dyspozycyjnych. Jak pisze Krzysztof Mu-rawski w artykule Czy autorytety w Polsce upadają?, „Szkoła tradycyjnie w czasach PRL u nie cieszyła się autorytetem, na co miała wpływ odpowiednia polityka państwa, kształtując (i zniekształcając) programy, dobór kadr, place i klimat mieufności nie sprzy-jający ambitniejszym pedagogom [...]. Niezależnie od wysiłku wielu pedagogów z po-wołania, to szkoła uczyła «dwójmyślenia» i «dwójmowy»: oficjalnej akceptacji ustroju przy wewnętrznym, głęboko stłumionym niezadowoleniu i buncie. Szkoła inaugurowała oficjalną demoralizację, którą dalej wzmacniała obowiązkowa służba wojskowa i zakład pracy" („Ethos" 1997, nr 1(37), s.139).

Nie wolno tej tezy traktować bezwyjątkowo, było przecież także w tym okresie wielu wspaniałych nauczycieli. Jednak środowisko to zostało jakby dotknięte chorobą defor-macji idelogicznej. Ta ciągłość lewicowości przedwojennej została nawet ostatnio umoc-niona przez tendencje liberalistyczne, które jakby przejęły dawne sztandary „jedynie słusznego kierunku". Znane są liczne „przemalowania" dawnych szkolnych urzędników partyjnych na „liberałów" czy „postmodernistów".

To rzutuje na dzisiejszy kryzys autorytetu nauczyciela i całego środowiska nauczy-cielskiego. Dopóki nie przezwycięży ono - w formie s a m o o c z y s z c z e n i a - tej złej przeszłości, trudno będzie odbudować ethos nauczyciela i zbudować w Polsce zdrową szkołę.

Sławomir J. Żurek

„Autorytet nauczyciela"!

Zacznę od anegdoty, którą przytaczam za „Polityką" (E. Nowakowska, Żebyś cudze dzieci uczył, „Polityka" 1996, nr 35): „Po wizytacji nadzoru pedagogicznego nauczyciel zapytał, na jaką ocenę zasłużyła jego lekcja. Między trzy z plusem a trzy z minusem -odpowiedział z zakłopotaniem wizytator. - To znakomicie! - ucieszył się pedagog. - Tak właśnie ją zaplanowałem. Gdy otrzymam wyższe pobory i nie będę musiał dorabiać poza szkołą, przygotuję lekcje na wyższe oceny!"

Pierwszy wniosek, który brzmi polemicznie wobec artykułu Ireny Sławińskiej Autorytet nauczyciela?, jest związany z prawami rynku: , jaka płaca taka praca!" Profesor Sławiń-ska pisze bowiem o bezinteresowności, ofiarności, o zawodzie nauczyciela jako powołaniu i służbie społecznej. W dodatku, jak zdołałem się zorientować z lektury, w przedwojennym systemie edukacyjnym były to postawy powszechne. Rzeczywistość polskiej szkoły dzi-siaj jest jednak zupełnie inna.

Primo: Za te pieniądze, które otrzymują polscy nauczyciele, nie da się żyć nawet skro-mnie. Nauczyciele więc, jeśli mają takie możliwości, są zmuszeni dorabiać i nie dlatego, że „łapią pieniądze w celu podniesienia stopy życiowej", ale że po prostu pensja nauczy-cielska nie wystarcza na utrzymanie rodziny. W ten oto sposób pojawia się zjawisko znacznie groźniejsze: rynkiem pracy pozaszkolnej nauczycieli stają się uczniowie, którzy marnie edukowani przez tychże pedagogów, pobierają od nich już całkiem solidnie przy-gotowane lekcje prywatne. Ze jest to zjawisko powszechne, wystarczy inteligentnie zapytać uczniów. O jego powszechności świadczą także pojedyncze artykuły pojawiające się gdzieniegdzie w prasie oraz towarzysząca im jednocześnie złowroga cisza, która w tej kwestii zapadła - zarówno uczniowie, jak i nauczyciele bardzo niechętnie wypowiadają się w tej materii. Być może ujawnienie problemu grozi na szerszą skalę demaskacją to-talnej indolencji systemu edukacyjnego oraz władz oświatowych. W Polsce istnieje więc pokaźny nielegalny obszar dochodu nie opodatkowanego, drugi co do wielkości obok rynku disco-polo, pornografii i prostytucji. Czy zjawisko to służy podniesieniu autoryte-tu nauczyciela? I kto jest temu winien: nauczyciel czy anachroniczny system?

Secundo: Nie widać dzisiaj w szkole większego szacunku uczniów do nauczycieli, ale również nie zauważa się szacunku nauczycieli wobec swoich uczniów. Wychowankowie traktowani są z reguły przedmiotowo, z niechęcią, jako przyczyna wszystkich nieszczęść.

Z drugiej strony naprawdę trudno traktować tych młodych ludzi inaczej w 35, a nawet 40 osobowej klasie. W tak licznej grupie nauczyciel nie ma nawet czasu, aby z uczniem po prostu porozmawiać, a cóż dopiero „otoczyć przyjaźnią i akceptacją". Szkoła polska nie.

jest dziś na pewno placówką dydaktyczno-wychowawczą, za to coraz bardziej, przez swoją masowość, zaczyna przypominać stację obsługi edukacyjnej.

150 Henryk Czarniawski

Irena Sławińska pisze o tym, że autorytetowi nauczyciela nie służy „słabe wyposażenie intelektualne oraz niewielkie horyzonty naukowe". To prawda, w szkolnictwie podsta-wowym wyższe wykształcenie pedagogiczne posiada niewiele ponad 50% zatrudnionych, w średnim jest pod tym względem już lepiej (ponad 70%). Stan ten dotyczy zresztą całe-go społeczeństwa: przecież tylko 7% populacji posiada dyplom uniwersytecki (statystyki uwzględniają w tej mierze absolwentów wszystkich instytucji, które w latach 1955-1996 zdobyły prawo nadawania tytułu magistra, a więc i Wyższą Szkołę Pożarnictwa (z całym szacunkiem dla tej instytucji), i Wrocławski Uniwersytet Marksistowsko-Leninowski.

Jednak głównej przyczyny nie doszukiwałbym się w braku kompetencji merytorycznych nauczycieli, bo patrzę na ten problem bardziej optymistycznie niż Pani Profesor, lecz ra-czej w bezmyślności tego środowiska, które niewolniczo realizuje przestarzałe programy, stosując przy tym anachroniczne metody nauczania (indoktrynowanie jednostki, antyprag-matyzm oraz erudycyjno-encyklopedyczna dydaktyka). Wydaje się, że model ten jako główny cel stawia przed sobą „wyprodukowanie" uległych, pokornych poddanych na wszystkich szczeblach - od przedszkolaka po profesora uniwersyteckiego. Nauczyciele w Polsce stanowią środowisko najbardziej bierne (mimo licznej reprezentacji w parlamen-cie), które z dziką zaciekłością protestuje przeciwko uruchomieniu zasad wolnorynko-wych w oświacie, okopując się w szańcach tak zwanej karty nauczyciela, komunistycznej zdobyczy poprzedniej epoki, która gwarantowała miernotom pedagogicznym bezpieczną wegetację w murach szkolnych. Dzisiaj w Polsce istnieje przede wszystkim p o t r z e b a f o r m o w a n i a mądrego, aktywnego i nowoczesnego środowiska nauczycielskiego i jest to postulat w tej dyskusji skierowany pod adresem uniwersytetu, bo wydaje się, że tu jest „pies pogrzebany"!

Chcę zakończyć optymistycznie, gdyż generalnie zgadzam się z głównymi tezami ar-tykułu Ireny Sławińskiej. Różni nas jedak punkt widzenia. Patrzymy bowiem na to samo zjawisko z dwóch różnych perspektyw historycznych i społecznych. Różni nas także in-terpunkcja stosowana w tytule. Pani Profesor umieściła tu znak zapytania, u mnie wi-dnieje w tym miejscu wykrzyknik!