• Nie Znaleziono Wyników

Koncepcja mojej pracy zrodziła się po odbytej niedawno, bardzo interesującej rozmowie, jaką przeprowadziłam z moim nauczycielem filozofii Piotrem Mazurem na temat przeżycia i wartości w sztuce współczesnej. W naszych rozważaniach podjęliśmy nurtujący problem relatywizmu i obiektywizmu przeżycia i wartości. Zastanawialiśmy się mianowicie, na jakiej płaszczyźnie leży wartość, po której stronie niejako: przedmiotu czy podmiotu. Ja, będąc pod wpływem filozofii Nietzschego, który zaszczepił we mnie skrajny relatywizm, utrzymywałam, że wartość, w imię subiektywizmu aksjologicznego przypisywać należy stronie podmiotu. Profesor Mazur natomiast tkwił uparcie na stanowisku negacji skrajnego subiektywizmu w odbiorze dzieła sztuki, dołączając tym samym do grona takich filozo-fów jak Sokrates, Piatem, Scheler, Ingarden. Ponieważ nie doszliśmy do kompromisu, w tej pracy będę starała się uzasadnić moje stanowisko poprzez przedstawienie wypowiedzi dwóch osób na temat zaprezentowanego im dzieła grafiki współczesnej: Tadeusz Nuckowski O zachowaniu się na jutro - sposób podstawowy. Rozbieżność poglądów co do tego obrazu prowadzić może do wniosku, że zarówno przeżycie jak i wartość nie są obiektywne i zależą od indywidualnych wrażeń i subiektywnych ocen każdego człowieka.

Magda, lat 18

Dzieło Tadeusza Nuckowskiego przypomina mi Kosmos. Widzę tu różnego rodzaju po-wiązania, zazębianie się wielorakich elementów. Łatwe do zanotowania pewne centra ku-mulacji nasuwają mi myśl o kondensacji wszystkiego, całego Wszechświata. Jednocześnie z tą asymilacją występuje jednak wyobcowanie, wyalienowanie. Jeśli chodzi o moje uczucie, przeżycia jakie ten linoiyt ewokuje, to przede wszystkim jest to przerażenie ze skupienia, kondensacji, syntezy; smutek i też strach ze zwycięstwa praw stadnych, konieczności wiąza-nia się z grupą, uzależniewiąza-nia, które nie jest dobrowolne, a wynika z odgórnego sterowa-nia. Ponieważ jednak trudno mi się z tym pogodzić, te wzajemne zależności i powiązania można również tłumaczyć chęcią spotkania, odkrycia czegoś nowego w drugim człowie-ku, a wreszcie, co jest chyba bardzo właściwe jednostce, strachem przed samotnością.

Agnieszka, lat 18

Co to dla mnie jest? Chaos, zamieszanie, zamęt, niepewność. A nawiązując do tytułu, którym autor chce nas prowadzić, to powiedziałabym, że jest to obraz człowieka miota-jącego się wśród różnych konieczności i determinantów tego świata. Idąc za myślą

twór-196 Dominika Wojtysiak

cy, uważam, że chciał on nam pokazać człowieka jako pajęczynę wpisaną w elementy otoczenia. Widoczne na linorycie zagęszczenia kropek nasuwają mi skojarzenie, że człowiek składa się z drobnych fragmencików. Jest zlepkiem wrażeń, wiadomości, uczuć, czyli tego wszystkiego, czym bombarduje go świat. Pod takim wpływem się kształtuje i uformowa-ny przez swego mistrza oddaje mu się w każdym calu. Ponieważ kompozycja grafiki nie jest jasna i przejrzysta, może to oznaczać, że człowiek gubi się w świecie, ale nie może się z niego wydostać, jest w nim trwale osadzony, a nawet zespolony z nim organicznie, na biologiczny sposób. Ze względu na ciemną kolorystykę tego obrazu możemy przypu-szczać, że autor nie postrzega optymistycznie ani otaczającego go świata, ani człowieka.

Jeśli chodzi o moje wrażenia natomiast to czuję tylko chaos, bałagan, nieuporządkowanie.

Po przeczytaniu tych dwóch wypowiedzi aż trudno uwierzyć, że dotyczą one tego sa-mego dzieła - jednego z wielu, jakie znaleźć można w albumach sztuki współczesnej.

Trudno uwierzyć, ponieważ wypowiedzi traktujące o tym samym linorycie mają tylko jedną, która również jest dyskusyjna, część wspólną. Jest nią mianowicie pokrewne stwier-dzenie dotyczące elementów widocznych na grafice - kropek, kresek, kółek, linii itd.

Chociaż dla Magdy jest to „skupienie" i „zazębianie się", a dla Agnieszki „chaos", „za-męt", „bałagan". Gdy więc ta, wątpliwej trwałości teza, upadnie, trudno będzie nawet przypuszczać, że obie wypowiedzi odnoszą się do tego samego przedmiotu. Trudno, jeżeli nie zrezygnujemy z pretensji do obiektywnego oceniania, wartościowania i przeżywania, chociaż to nie dla wszystkich jest nonsensem. Ale właśnie gdy pominiemy zwolenników obiektywizmu aksjologicznego i również, dla potrzeb pracy, zapomnimy o ładzie aksjo-logicznym, może uda się nam uprawdopodobnić obie wypowiedzi, na razie w odniesieniu do wartości, którą moim zdaniem to odbiorca nadaje dziełu pozbawionemu jakiejkolwiek wartości obiektywnej.

Już starożytni relatywiści twierdzili, że przestrzeganie sprawiedliwości jest dobre dla jednych (słabych), a niedobre dla innych (mocnych). W związku z czym dla jednych (słabych) - sprawiedliwość ma wartość, a dla innych (silnych) - nie. Naród zwaśniony i słaby jest do-bry dla wrogów, natomiast jest niedodo-bry dla własnego państwa. Hołdowali więc oni tzw.

relatywizmowi aksjologicznemu, którego istota sprowadza się do tego, że rzeczy posia-dają wartości, ale te wartości są zależne od odniesienia do kogoś lub do czegoś. Inaczej mówiąc: wartości są zmienne, zależne od czasu, miejsca, okoliczności oraz od tego, kto się do nich odnosi i w nich uczestniczy. Wykładnię tego poglądu daje też Władysław Tatar-kiewicz w Pojęciu wartości (cytat za A. B. Stępień, Propedeutyka estetyki, Lublin 1986):

Głównym argumentem subiektywistów i relatywistów jest rozbieżność, a także zmien-ność ocen i sądów wartościujących. Ta rozbieżzmien-ność i zmienzmien-ność jest niewątpliwie faktem.

Nie tylko różne czasy, różne środowiska, różne jednostki rozmaicie oceniają wartości, ale nawet robi tak ten sam człowiek przy różnych okazjach. I różnie ocenia nie tylko poszcze-gólne dobra, ale także same wartości. Biorąc przykład z dziedziny sztuki: nie tylko ten czy inny obraz manieryczny jedni chwalą, inni ganią, ale samą manieryczność obrazu jedni mają za wartość dodatnią, inni za ujemną.

Przełóżmy teraz powyższe rozważania na grunt tej pracy. Zajmijmy się nadawaniem wartości, ale nie w sensie wyceniania, czy oceniania, tylko doceniania, aprobaty lub

nie-Przeżycie i wartość w sztuce współczesnej 1 9 7

doceniania, dezaprobaty. Zarówno Magda jak i Agnieszka, poprzez pozytywne odczucia ewokowane przez dany obraz, zaaprobowały go, podobał się, aczkolwiek przyniósł każ-dej z nich zupełnie inne przeżycia i nasunął odmienne asocjacje. Ze względu na jego niejednoznaczność (właściwą dla sztuki współczesnej) Magdzie przypominał Kosmos, poprzez wszystkie jego powiązania, zazębianie się, syntezę; Agnieszka natomiast utożsamiła chaos kropek, punktów, punkcików z człowiekiem, jego rolą na świecie, pytając o celo-wość i kondycję jego bytu. Ta sama treść, jak różna w dwóch odbiorach, jak niezależna od niej samej, jak niewolnicza w stosunku do patrzącego, który jest właśnie panem - to on nadaje jej sens, tytuł, celowość. To on wydobywa piękno, harmonię, blask. To on ob-darza życiem, przenosząc ją w sobie do pełnego wymiaru transcendencji. Lub zupełnie inaczej: po spojrzeniu zaraz o niej zapomina, przypisując jej bezsens, chaos, bezład i bez-wład; obrzucając inwektywami, zabija krytyką.

Takie rozumowanie prowadzi nas do stwierdzenia, że rzeczy uzyskują wartość tylko wtedy, gdy dany człowiek zechce tę wartość im nadać, poprzez swoją aprobatę właśnie.

Aprobatę, która zależy tylko od niego i wiąże się bezpośrednio z nim, jego przeżyciami, doświadczeniami, poglądami, przemyśleniami, skojarzeniami, hierarchią wartości. Filo-zofowie taką sytuację określają mianem subiektywizmu aksjologicznego, który głosi, że wartości są subiektywne, a nie obiektywne, tzn. istnienie wartości rzeczy sprowadza się do tego, że my tę wartość rzeczom nadajemy. I tak na przykład Mieczysław Wallis twierdzi, że to samo zdanie może być raz prawdziwe (np. dla Piotra), raz fałszywe (np. dla Pawła lub dla Piotra w innym czasie). Można to opatrzyć komentarzem Stanisława Ossowskie-go, który mówi, że własność subiektywna to własność zależna od dyspozycji osoby po-strzegającej tę własność lub wydającej o niej sąd.

Pogląd ten odzwierciedla się jeszcze doskonalej w widocznej w dwóch wypowiedziach różnicy asocjacji i przeżyć sprowokowanych przez ten sam przedmiot. Przerażenie ze zwycięstwa uczuć stadnych i konieczności zależności pomieszane z optymistyczną wizją pragnienia odkrywczego spotkania u Magdy kontrastuje z uczuciem chaosu, bałaganu i niejas-ności u Agnieszki. Kosmos Magdy jest dla Agnieszki wizją człowieka zaplątanego w świat.

Wiąże sią to z zupełnie innym odniesieniem znaczenia widocznego na obrazie, użyjmy kompromisowego eufemizmu, nieuporządkowania. Agnieszka odnosi je bezpośrednio do człowieka, Magda raczej do stosunków międzyludzkich. U Magdy stosunek emocjonal-ny jest bardziej widoczemocjonal-ny - przeraża ją stworzona przez nią samą wizja nieuniknionego, sterowanego uzależnienia i w ramach konsolacji tworzy inną optymistyczną. Agnieszka ma do obrazu i tego, co według niej on przedstawia stosunek spokojny, chłodny. Stwier-dza tylko formalnie o istnieniu czegoś, co według niej jest bałaganem, nieporządkiem, ale ma się wrażenie, że nie jest to dla niej ani przerażające, ani przygnębiające.

Chciałabym teraz poświęcić trochę uwagi dziejom koncepcji przeżyć, uczuć, emocji, które są nieodzowną częścią percepcji dzida sztuki. Można zapytać, czy człowiek współcze-sny skoncentrował się w odbiorze sztuki na porządku teoretycznym (prawda), rezygnując nieco z estetycznego (piękno) - rozróżnienie św. Bonawentury i św. Tomasza z Akwinu.

W zaprezentowanych przeze mnie wypowiedziach widoczne jest bezpardonowe dążenie do odgadnięcia prawdy za wszelką cenę, chociaż kompozycja obrazu i organicznie przy-pisane mu założenie sensualizmu wydają się temu przeczyć. Spostrzeżenie to doprowa-dziło mnie do konkluzji, że człowiek współczesny jest bliższy koncepcjom nowożytnych

198 Dominika Wojtysiak

filozofów, którzy ukazywali związki zmysłów i umysłu, poznania i wzruszenia (Karte-ziusz, Nicolas Poussin), a wręcz skłaniający się w kierunku teorii tych filozofów, którzy dawali przewagę rozumowi (Baumgarten - poznanie zmysłowe jest niewyraźne, niższe od umysłowego). Zapomniani zostali troszkę fdozofowie starożytni (Plotyn - sztuka jest poznaniem głębszej, bardziej podstawowej rzeczywistości, mianowicie ducha, przez bez-pośredni ogląd, w obrazach) i brytyjscy empirycy oraz „sentymentaliści" (Hume, Home, Burkę, Hartley), którzy rozważali władzę (zdolność) poznawania piękna, zwaną smakiem, jak i reakcję na piękno w postaci „uczucia piękna" - doznawanie wrażenia. Niemodna jest również koncepcja Kanta, który twierdził, że przeżycie estetyczne jest swoiste,

bez-pojęciowe, nie pełni funkcji poznawczej. Wywołane jest upodobaniem tego, co swoją formą bezinteresownie odpowiada umysłowi przeżywającego. Prowadzi ono do jednost-kowego sądu estetycznego (sąd smaku), które nie podlega racjonalnemu, przedmiotowo umotywowanemu uzasadnieniu. Nade wszystko jednak zapomniany został Arystoteles, który twierdził, że najważniejsze są reakcje odbiorcy wywołane kontemplacją jakiegoś dzieła, a nie prawda, która się w tym dziele zawiera. Charakteryzował on przeżycie este-tyczne jako przeżycie silnej rozkoszy (której nadmiar nie jest złem), uzyskanej dzięki zmysłom (lecz niezależnej od ich ostrości), odczuwanej wobec danych przedmiotów dla nich samych, a nie w związku z tym, z czym się kojarzą, do czego mogą służyć itp.

Takie postrzeganie, postrzeganie zmysłowe, moim zdaniem, właściwe byłoby w odbio-rze sztuki współczesnej, która jako pewne nowatorstwo, nie znalazła i chyba, ze względu na swoje ścisłe zespolenie intelektualno-emocjonalne z twórcą, długo jeszcze nie znaj-dzie kluczy do drzwi interpretacji. Odnalezienie tych kluczy przeczyłoby też jej założe-niom, ponieważ w swojej istocie bazuje ona na ewokowaniu uczuć odbiorcy, w sposób bardzo subtelny i delikatny w nie ingerując i nimi sterując. Św. Augustyn niegdyś powie-dział: w przeżyciu estetycznym są elementy zmysłowe i umysłowe: ujmujemy w nim nie tylko barwy i dźwięki, lecz i to, co one przedstawiają lub wyrażają; to, co istotne dla piękna - harmonia, rytm - jest poznawane «wejrzeniem umysłu». Aby uchwycić piękno, podmiot przeżywający musi być podobny do tego, co piękne (...)" *. Nie głosił on jednak relatywizmu w tym sensie, że każdy może zobaczyć w dziele to, co chce. Według niego, aby zobaczyć właściwe piękno dzieła, trzeba być do tego wewnętrznie przygotowanym.

Według relatywistów natomiast od nas zależy w całej pełni wartościowanie, interpreto-wanie, ocenianie, od nas, a nie od krytyków, schematów, czy klasycznych wzorców, od nas, a nie od utartych opinii, przeświadczeń, poglądów. I może dlatego właśnie tak mało jest dzieł, o których, po głębszym zastanowieniu, można by szczerze powiedzieć: „To

lubię".

(V 1996 — praca przygotowana na Olimpiadę Filozoficzną)

* A. B. Stępień, Propedeutyka estetyki, Lublin 1986, s.108.

Bibliografia:

1 Danuta Wróblewska, Polska grafika współczesna, Warszawa 1988;

2 Antoni B. Stępień, Propedeutyka estetyki, Lublin 1986;

3. Jan Galarowicz, Na s'cieżkach prawdy. Wprowadzenie do filozofii, Kraków 1992;

4 Władysław Tatarkiewicz, Historia filozofii. Warszawa 1988.

wiersze