• Nie Znaleziono Wyników

Kronika wypadków miłosnych (fragmenty)

W dokumencie zrozumieć człowieka (Stron 57-61)

Nocna wyprawa Witolda.

[1] Wicio, kryjąc się wśród krzaków, pobiegł do ogrodzenia. Zatrzesz-czało zielsko i pokazał się ten wielki pies nieokreślonej rasy. Biegł ciężko jak cielę, roztrącając suchy maliniak. Wreszcie usiadł przed Wiciem po drugiej stronie drucianej siatki, zaszczekał ni to z wro-gości, ni to z obowiązku, ale chyba raczej bez przekonania. Wielki jęzor jak czerwona skarpetka zwisł bokiem z otwartego pyska.

– No co, zajączku? – szepnął Wicio. – Poznajesz mnie?

Pies zapiszczał rzeczywiście jak zając i przestąpił z nogi na nogę.

– Zamień się ze mną. Daj mi swoją skórę, to wejdę do twej pani i niepostrzeżenie będę z nią do późnej nocy. [...]

– Daj mi wejść. Nie rób trudności. Będę pamiętał ten wieczór przez całe życie i ciebie będę pamiętał. Utrwalę ciebie w swojej świadomości na zawsze, zajączku. Będziesz sławnym psem i pokochają ciebie ludzie, którzy nigdy nie lubili psów.

autor

TAdEUSZ KONWicKi (ur. 1926) – prozaik, scenarzysta i reżyser filmowy (m.in. Lawa z 1990 r.

– film oparty na części iii dziadów mickiewicza; patrz:

lekcja 17.). W swoich powieściach powraca często do krainy młodości – Wileńszczyzny, którą idealizuje, czyniąc z niej utraconą arkadię (np. Sennik współczesny, 1963; Bohiń, 1987). Temat kresów pisarz łączy ze wspomnieniami i rozrachunkami moralnymi z czasów wojny.

K

[...]

– Trudno – zaszeptał Wicio. Albo mnie zjesz, albo będę żył długo i szczęśliwie.

Namacał szpicem buta większe oko siatki. Wspiął się pół metra i chwycił kolczastą krawędź ogrodzenia. Podciągnął się na rękach, przerzucił nogę na drugą stronę. Pies odwrócił się dys-kretnie, obserwując dom, z którego mżyło ciepłe, senne światło. [...]

– Co ja właściwie czynię? O co mi chodzi, zajączku? Przecież ja jestem egocentryk, który musi zrobić karierę. [...]

[2] Po drugiej stronie wąwozu las huczał jak wodny młyn. Samotne gwiazdy pokazywały się raptownie i ginęły ścierane przez niewidoczne chmury. Wypełniała się wiosenna noc. Wielka, smutna cisza przygniotła ziemię pachnącą nowością.

Wicio zaczął dygotać z zimna i emocji. Pies położył mokry pysk na jego rozedrganym kolanie.

– Słyszysz, zajączku, nieskończoność? Słyszysz ją, jak głośno milczy? Ona chowa w zanadrzu mój los. To będzie życie, jakiego nikt jeszcze nie miał. [...]

Wsadził psu do gorącego pyska podręcznik chemii. Pies zawarczał przerażająco, ale nie śmiał upuścić książki. Wicio wspinał się już po kratownicy, podtrzymującej gęstwę martwego jeszcze winogradu.

Chwycił się rynny pełnej piasku i kamyków, które dostały się tu nie wiadomo skąd. Nad rynną był wąski okap kryty gontem. Wciągnął się na tę stromą półeczkę. Rynna stęknęła nieprzyjaźnie.

Na czworakach jął pełznąć pod okno pełne różowości. W dole pies biegał nerwowo wzdłuż ściany. Warczał bezradnie zakneblowany grubym podręcznikiem.

Kadr z filmu KRONiKA WyPAdKóW miłOSNycH według powieści Konwickiego, reż. Andrzej Wajda, 1986 Zanalizuj symbolikę gestu i barw, a następnie nadaj tytuł temu zdjęciu.

[3] Przez muślinową firankę zobaczył Wicio pokoik z pochyłymi ścianami i zobaczył ją samą, siedzącą przy biureczku tyłem do okna. Coś pisała pięknym wiecznym piórem, które w owych czasach było jeszcze rzadkością. Pisała w wąskiej niczym dębowy liść księdze o złotych brzegach.

A mógł to być tylko pamiętnik i mogła ona tylko zapisywać mijający dzień.

– Zobaczę ją, zobaczę ją nagą, pierwszą nagą kobietę w moim życiu – i w przeczuciu jakiejś radosnej, podniecającej grozy zaczął dygotać jeszcze gwałtowniej, razem z nim dygotała też rynna, wypełniająca się deszczową wodą.

W dole pies stanął na tylnych łapach. Może chciał lepiej widzieć, może prosił, żeby nie pod-glądać.

– Ja wiem, zajączku, że to obrzydliwe – szeptał urywanie Wicio. – Wiem, że będę wstydził się tego do końca życia. Ale tylko raz, jedyny raz. Ona jest bezbronna, ufa swojej samotności, okropne, co robię, lecz nie mogę inaczej. Na pewno nią pogardzę i będę miał spokój. Nigdy tu już nie wrócę. [...]

[4] Szyba pokrywała się już mętną mgiełką jego oddechu, więc starł ją roztrzęsioną dłonią.

A dziewczyna wtedy przeciągnęła się raptem, unosząc ręce do góry, i wyglądało, jakby chciała podnieść niski sufit niczym wieko i zobaczyć gwiazdy. Ziewnęła bez skrępowania nie osłaniając ust. Namyślała się chwilę, potem szybko zgasiła światło.

Wicio jęknął ze zgrozy.

– To koniec. Boże, co ona robi? Wszystko na nic. Przecież ja dostanę pneumonii1. Błagam, zaklinam cię na wszystkie świętości. Na mamusię, na tatusia i tego kuzyna. Zapal światło z po-wrotem. Co ci szkodzi. Nic nie stracisz. Ten jeden jedyny raz w życiu. No, słyszysz, zapal na-tychmiast. Rozkazuję ci z całej mocy.

I wytężył wzrok, i włożył weń całą siłę. Hipnotyzował tak potężnie, że aż odczuł ból w skroniach.

Ale w środku było ciemno. W denerwującym mroku jakby się coś poruszyło i Wicio był prze-konany, iż jest już po wszystkim. Dziewczyna wsuwa się leniwie pod chłodną kołdrę w białej, mereżkowanej kopercie.

[5] Wtedy zabłysła raptem mała, złota lampa na nocnym stoliku. Wicio zarzęził z ulgi. Dziew-czyna, jeszcze ubrana, odwijała róg tej kołdry w mereżkowanej powłoce.

A potem zaczęło się to misterium, które działo się stanowczo za szybko, które Wicio całą swą wolą zwalniał w myślach i pamięci. Dziewczyna rozpięła sukienkę na plecach i ściągnęła ją sennym ruchem przez głowę. A w tym ściąganiu przez głowę, w tych miękkich, leniwych ge-stach, jakby znanych nie wiadomo skąd od zawsze, w tych okrągłych manipulacjach było tyle przejmującego piękna, że świadomie zapamiętywał je na całe życie, a właściwie na wszystkie noce życia. Później odeszły w mrok białe ramiona stanika. Zobaczył jej plecy, zdziwił się na moment, że nie są tak szczupłe, jak mogły się zdawać skryte ubraniem. Spostrzegł ich miękkość, delikatność, wstrząsającą opływowość. Zauważył skórę złotawą od lampy albo od zeszłorocznej opalenizny. Skórę błagającą o silne, czułe ręce. Przez ułamek sekundy zdumiał się spadzistością jej ramion i zdążył pomyśleć, że takie spadziste, bezbronne ramiona będzie kochał do końca życia. [...] Wicio chciał łyknąć świeżego powietrza, rozwarł zaciśnięte zęby, ostatnia czerwień smagnęła go po oczach i nagle ze zdumieniem, z leniwymi obojętnym zdziwieniem spostrzegł, że nie trzyma się futryny okiennej, że nie zapiera stóp o blaszaną rynnę pełną zimowego piasku, że leci po prostu w dół, słuchając szeptu wiosennego deszczu.

1 Pneumonia – zapalenie płuc.

P o l e c e n i a d o t e k s t u

1. W akapicie 1. znajdź dowody na to, że bohater odczuwa wyjątkowość chwili.

2. W czym, Twoim zdaniem, wyraża się egocentryzm Witolda?

3. Wymień elementy pejzażu pojawiające się w akapicie 2.

4. Jaka jest rola opisu przyrody w cytowanym fragmencie powieści?

5. Na podstawie akapitu 2. powiedz, co świadczy o ambiwalencji uczuć Witolda.

6. W akapitach 2.–5. wskaż element świadczący o „magnetyzmie serc” chłopca i dziewczyny.

7. Scharakteryzuj sposób opisu Aliny (akapit 5.). W tym celu:

a) wyjaśnij rację użycia przez narratora słowa „misterium”;

b) odszukaj epitety określające wygląd dziewczyny; jaka jest ich dodatkowa rola?;

c) znajdź fragmenty, które świadczą o rodzącym się uczuciu Witolda.

8. Wyjaśnij realną przyczynę upadku chłopca.

9. Zinterpretuj symbolikę „lotu” Witolda.

10. Rozstrzygnij, jaki jest stosunek narratora do opisywanych wydarzeń w cytowanym fragmencie powieści.

11. Wymień cechy Witolda jako romantycznego kochanka.

12. Czy uczucie przeżywane przez chłopca można nazwać miłością romantyczną?

Uzasadnij swoje zdanie.

13. Określ, w jaki sposób w cytowanym fragmencie powieści przejawia się liryzm.

P r a c a d o m o w a

Określ, co łączy Witolda z Kroniki wypadków miłosnych z bohaterem Cierpień młodego Wertera Goethego, znanym Ci z klasy pierwszej (lekcje 59.–60. w drugiej części podręcznika).

T w o r z e n i e w ł a s n e g o t e k s t u

Czy zgadzasz się ze słowami Tadeusza Konwickiego: „A miłość? Jeszcze jeden nałóg młodości, ryzykowne gry, oszałamiające stany nieważkości.” Uzasadnij swoje zdanie, odwołując się do przykładów z literatury.

» P O J ę C I E K l U C Z O W E

liRyzm to „mowa uczuć” –

akcentowanie w dziele literackim przeżycia wewnętrznego. Charakterystyczne dla liryzmu są subiektywne widzenie świata i psychologizacja wypowiedzi.

geneza

Cykl utworów zatytułowany Sonety krymskie jest literackim owocem wycieczki z Odessy na Półwysep Krymski, którą Mickiewicz od-był latem 1825 r. Poeta po raz pierwszy w ży-ciu żeglował statkiem (po Morzu Czarnym), po raz pierwszy także zobaczył wysokie góry i cywilizację ludzi Orientu – muzułmań-skich Tatarów zamieszkujących wówczas Krym. Sonety krymskie nie są jednak tylko poetyckim przewodnikiem po egzotycznej krainie. Stanowią raczej zapis refleksji

o człowieku – pielgrzymie, wędrowcy i tury-ście zanurzonym w historię, pejzaż i własne wnętrze. Cykl otwiera sonet Stepy akermań-skie, inspirowany wycieczką do leżącego nad rzeką Dniestr miasta Akerman (od 1944 r.

Białogród).

10

na lekcji będziemy analizować dwa sonety adama mickiewicza: Stepy akermańskie i Burzę. W wierszach tych twórca nie tylko ukazuje bezmiar stepu i żywioł morza, lecz także snuje refleksje nad kondycją poety i człowieka w ogóle. nastrojowość utworów tworzą środki poetyckie, m.in. instrumentacja głoskowa.

Jedźmy, nikt nie woła...

Nastrojowość

W dokumencie zrozumieć człowieka (Stron 57-61)