• Nie Znaleziono Wyników

Mowa nienawiści i postprawda w ramach elektronicznej komunikacji społecznej

Na obecnym etapie rozwoju społeczeństwa informacyjnego w mediach, za-równo elektronicznych, jak i tradycyjnych, przekaz informacyjny ulega, jak wspomniano wcześniej, spłyceniu i uproszczeniu, a opisywany przez badaczy syndrom PIB oraz powszechny dostęp do nowych technologii sprzyjają bru-talizacji języka debaty publicznej i rozwojowi mowy nienawiści w wymiarze powszechnym.

Mowa nienawiści11 to używanie języka w celu znieważenia, pomówie-nia lub rozbudzepomówie-nia nienawiści wobec pewnej osoby, grupy osób lub inne-go wskazaneinne-go przez mówcę podmiotu. W Polsce nie ma legalnej definicji mowy nienawiści (jest ona kategorią pozaprawną). Komitet Ministrów Rady Europy w latach 90. XX wieku zdefiniował ją jako każdą formę wypowiedzi, która rozpowszechnia, podżega, propaguje lub usprawiedliwia nienawiść ra-sową, ksenofobię, antysemityzm lub inne formy nienawiści oparte na nieto-lerancji, włączając w to nietolerancję wyrażaną w formie agresywnego nacjo-nalizmu lub etnocentryzmu, dyskryminacji lub wrogości wobec mniejszości, migrantów lub osób wywodzących się ze społeczności imigrantów12.

W literaturze prawniczej definiuje się mowę nienawiści jako nawoływa-nie do nawoływa-nienawiści, groźby czy obelgi o motywacji rasistowskiej czy ksenofo-bicznej. Podkreśla się akt nawoływania do nienawiści; i istotne są przy tym intencje sprawcy13. Nieraz mowę nienawiści (w ujęciu publicystycznym) rozumie się jako każdy rodzaj złego słowa, motywowanego różnymi pobud-kami. Zbyt szerokie ujęcie mowy nienawiści powoduje jednak problemy de-finicyjne tego terminu.

Mową nienawiści w potocznym rozumieniu jest każdy rodzaj „złego słowa” motywowanego nienawiścią, a nawet zwykłą niechęcią, ale jak pod-kreślają prawnicy, termin ten jest zarezerwowany dla zachowania wynika-jącego z art. 256 k.k., tj. penalizowane jest propagowanie faszystowskiego

11 Sam termin „mowa nienawiści” jest terminem literackim zaczerpniętym z Psalmu Dawido-wego.

12 Rekomendacje Komitetu Ministrów Rady Europy nr R (97) 20.

13 Więcej: D. Bychawska-Siniarska, D. Głowacka, Mowa nienawiści w Internecie: jak z nią walczyć?, Warszawa 2013; Mowa nienawiści a wolność słowa: aspekty prawne i społeczne, red.

R. Wieruszewski, Warszawa 2010.

lub innego totalitarnego ustroju państwa lub nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych lub ze względu na bezwyznaniowość. Warte jeszcze w tym kontekście jest przywo-łanie przepisu z art. 257 k.k., który stanowi, że znieważenie grupy lub jednej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznanio-wej lub z powodu bezwyznaniowości (albo naruszenie nietykalności cielesnej z takich samych powodów) jest karane karą do trzech lat pozbawienia wol-ności. Jak podkreśla Ewa Łętowska, nie każde sianie nienawiści, nie wszystkie pogardliwe, odzierające z godności i szacunku wypowiedzi dają podstawę do karania i ścigania (z urzędu) z tego właśnie przepisu (tj. art. 256 k.k.)14. Na potrzeby tego artykułu autorka dokonuje rozróżnienia na mowę nienawi-ści sensu stricto (w znaczeniu wykładni przepisów prawnych) i sensu largo – w znaczeniu publicystycznym. Takie ujęcie tej problematyki pozwoli na lep-szą analizę skutków społecznych wynikających z obecności negatywnych, nie tylko skrajnie negatywnych i penalizowanych wypowiedzi emocjonalnych istniejących w przestrzeni medialnej względem osób z powodu ich przyna-leżności rasowej, narodowej, etnicznej i wyznaniowej (bezwyznaniowości).

Z szerszej perspektywy, i z punktu widzenia elektronicznej komunikacji, ciekawa jest kategoryzacja mowy nienawiści dokonana przez Iwonę Jaku-bowską-Branicką, która wyróżnia cztery jej poziomy. Wyróżnione pozio-my tego zjawiska rzeczywiście oddają najlepiej obraz czy też fenomen upo-wszechnienia się mowy nienawiści w przestrzeni wirtualnej. I tak, pierwszy poziom to tzw. hejt, który występuje najczęściej w Internecie i polega na kierowaniu słów niecenzuralnych, przekleństw i wyzwisk pod adresem okre-ślonych podmiotów. Po drugie, mową nienawiści jest obraźliwe zwracanie się do kogoś za pomocą słów definiujących przynależność do grupy dyskry-minowanej (w ramach dokonywanej także przy tym kategoryzacji świata);

i zdaniem Iwony Jakubowskiej-Branickiej taka definicja konkretnych pod-miotów lub grupy jest oczywiście dezawuująca, ale staje się także wstępem do kolejnej kategoryzacji świata według kryterium wybranego przez nadawcę komunikatu. Wreszcie, trzeci poziom to opisana przez Timothy’ego Asha i Susan Benesch niebezpieczna mowa (dangerous speech), czyli nawoływanie do przemocy, zbrodni. Są to również hasła wykrzykiwane np. w marszach, na manifestacjach i meczach. Ostatni poziom to tzw. narracje nienawiści

14 E. Łętowska, Zwodnicze uroki pokusy karania hate speech, w: Mowa nienawiści w Internecie:

jak z nią walczyć?, red. D. Bychawska-Siniarska, D. Głowacka, Warszawa 2013, s. 16–17.

(propagowanie określonego obrazu świata); taki typ narracji jest charaktery-styczny i upowszechniony w propagandzie państw totalitarnych, ale obecny także we współczesnych debatach15.

Narracje nienawiści mogą stać się dość skutecznym instrumentem wy-korzystywanym w debacie publicznej do prowadzenia negatywnej polityki.

Narrację nienawiści wyróżnia kilka charakterystycznych cech. Po pierwsze opiera się na podziale dychotomicznym, w ramach którego nadawca prze-kazu dokonuje bezwzględnego podziału na dwie grupy („my” i „wy”). Po drugie specyficzne jest widzenie świata determinowane przez różne spiskowe teorie, według których np. „oni” są reprezentantami zła. Po trzecie – do-konuje się uogólnień, w których świat jest bezpodmiotowy, nie występują w nim poszczególne jednostki, a jedynie pojawiają się reprezentanci dwóch przeciwstawianych sobie stron (np. „my – szlachetni”, „oni – źli”). Ponadto nadawcy przekazu wykazują selektywny stosunek do historii, manipulując tym samym informacją, referując historię jako rezerwuar przykładów po-zwalających demonstrować szlachetność własnej grupy oraz podłość grupy konfrontowanej. Wreszcie, po piąte, dochodzić także może do zamazania granic pomiędzy mową nienawiści a głoszeniem prawdy w przekazach, które pochodzą od grupy nadawców narracji. W ten sposób grupa ta uzurpuje so-bie prawo do uznawania sieso-bie za grupę jedynych głosicieli prawdy i dobra.

Ostatecznie propagowanie takiego nienawistnego obrazu świata jest świa-domą strategią zarządzania strachem, częściej jednak lękiem, polegającą na wyłączeniu członków danej grupy poza nawias podstawowych norm społecz-nych, w tym nawet – zdaniem Iwony Jakubowskiej-Branickiej – normy zaka-zującej zabijania. Postawienie po stronie zła dyskryminowanej grupy, w tym także oponentów politycznych, włącza działanie mechanizmu dehumani-zacji16. Historia ludzkości zna przypadki takiego właśnie scenariusza (choć jeszcze przed erą powszechnego dostępu do technologii teleinformatycz-nych), np. Holocaust Żydów, zbrodnie Czerwonych Khmerów w Kambodży czy konflikt Hutu i Tutsi w Rwandzie. Ciekawy jest fenomen działających od 1993 roku Rwandyjskiego Radia i Telewizji Tysiąca Wzgórz Wolności (RTLM), ściśle powiązanych z reżimem Juvénala Habyarimany i mających duży wpływ na rozpętanie kampanii nienawiści, w efekcie której tysiące zwy-kłych ludzi rzuciło wszystko, żeby mordować swoich sąsiadów. W audycjach

15 Wywiad z Iwoną Jakubowską-Branicką, Słowa, które bolą, „Polityka” nr 23, 2017, s. 28–29.

16 Tamże, s. 29.

RTLM Tutsi byli przedstawiani jako istoty pozbawione ludzkich cech, jako podstępne, złe i niebezpieczne. Przyjęło się określanie ich mianem „inyezi”, czyli „karaluchów”; ich likwidacja była niezbędna, a zabijanie wręcz czynem nie tylko usprawiedliwionym, lecz także moralnie uzasadnionym.

Warte podkreślenia jest to, iż strategia nienawiści staje się jeszcze bardziej niebezpieczna, gdy jest anonimowa, a podmiot nawołujący do nienawiści ukryty.

W obecnej erze cyfrowej komentowanie zawierające szeroko pojętą mowę nienawiści w sieci jest stosowane zarówno przez użytkowników z własnej inicjatywy, jak i przez profesjonalnych hejterów i redaktorów sieciowych sto-sujących profesjonalny trolling.

Drugim zjawiskiem, szczególnie zauważalnym w ostatnich kilku latach, jest rozpowszechnianie informacji odnoszących się do okoliczności lub opi-sujących okoliczności, w których emocje i osobiste uprzedzenia odgrywają najważniejszą rolę w przekazach informacyjnych (postprawda).

Termin postprawda pojawił się na początku lat 90. XX wieku. Steve Te-sich w artykule opublikowanym na łamach „The Nation” (1992 r.) stwier-dził, że afera Irangate oraz wojna w Zatoce Perskiej zostały potraktowane o  wiele łagodniej niż afera Watergate. Poprzez nową strategię retoryczną Amerykanie, według Tesicha, mówili, iż jako Amerykanie dobrowolnie zde-cydowali o tym, że chcą żyć w świecie postprawdy. Jego zdaniem nie chodziło o kłamstwo, lecz o powszechne zachowania osłabiające znaczenie prawdy – o zbiorową niechęć do skonfrontowania się z realnością17.

Christopher Grathwohl uważa, że wzrost częstotliwości używania postprawdy jest związany z rozwojem mediów społecznościowych jako źród-ła informacji oraz z rosnącą nieufnością wobec faktów oferowanych przez media i polityków uważanych za establishmentowych18. Natura Internetu powoduje, że użytkownicy mają poczucie swojego anonimowego autorstwa, a treści, które rozpowszechniają, nie podlegają żadnej formie weryfikacji.

Najistotniejsze w tym rozpowszechnianiu jest nierzadko to, ile polubień („kliknięć”) dane treści uzyskają. Wielu internautów, zwłaszcza młodych (będących najliczniejszą grupą nadawców/odbiorców przekazów

informacyj-17 „Polityka”, ‹http://www.polityka.pl/niezbednikinteligenta/1699602,1,czym-jest-post-prawda-i--jakie-niesie-ze-soba-konsekwencje.read› (dostęp: 31.07.2017).

18 „Rzeczpospolita”, ‹http://www.rp.pl/Spoleczenstwo/161119202-Oxford-Dictionaries-uznaly--post-prawde-za-slowo-2016-roku.html/› (dostęp: 31.07.2017).

nych), poszukuje informacji przede wszystkim atrakcyjnych, szokujących czy śmiesznych, kosztem ich prawdziwości. Zatem prawda może dla nich mieć znaczenie drugorzędne.

Postulat swobodniejszego dostępu do informacji o otaczającym jednost-kę świecie jest za sprawą Internetu i innych technik komunikacji bardziej osiągalny w ciągu ostatnich 20 lat. Internet stał się – jak podkreślał Manuel Castells19 – podstawową techniczną bazą dla struktury organizacyjnej współ-czesnej epoki informacji. Sieci stworzone przez Internet mają wiele zalet ze względu na typową dla nich naturalną elastyczność i łatwość dostosowania do bieżących wymogów, a które to cechy decydują o przetrwaniu w szybko zmieniającym się świecie. Z perspektywy ostatnich lat należy jednak poddać te zalety głębszej refleksji krytycznej.

Internet jako nowoczesny środek komunikacji, pozwalający porozumie-wać się wielu z wieloma w dowolnym czasie i na globalną skalę, miał umożli-wić również powstanie, jak to określił Jürgen Habermas, wysoce zróżnicowa-nej siatki sfer publicznych20. Mimo że w jego opinii sfera publiczna poddana została refeudalizacji, głównie za sprawą komercjalizacji środków masowego komunikowania się (koncernów medialnych), to jednak wielu badaczy mia-ło nadzieję na odrodzenie się autonomicznej, otwartej, krytycznej i racjo-nalnej debaty publicznej za sprawą rozwoju Internetu. Postulaty te jednak należy poddać krytycznej refleksji.

Wreszcie Internet był postrzegany jako niczym nieskrępowany, niekon-trolowany rezerwuar treści, które miały być tworzone i udostępniane przez użytkowników, podlegając nieustannej dystrybucji. W konsekwencji wiąza-no z tym nadzieje na swobodny i niczym nieograniczony dostęp do wszel-kich informacji (prawdziwych, fałszywych, wartościowych i bezużytecznych), które nie będą blokowane przez żadnych gatekeeperów. Tym samym Internet traktowany był jako dobro wspólne będące kolektywną własnością „społecz-ności” internautów, którzy indywidualnie lub zbiorowo wypełniają treścią i którzy z tych treści w sposób swobodny korzystają. Miała to być swoista rewolucja komunikacyjna polegająca na wyeliminowaniu instytucjonalnych pośredników i ekspertów o odgórnie potwierdzonym autorytecie. Jednak,

19 M. Castells, Galaktyka Internetu. Refleksje nad Internetem, biznesem i społeczeństwem, przeł.

T. Hornowski, Poznań 2003, s. 11.

20 J. Habermas, Filozoficzny dyskurs nowoczesności, przeł. M. Łukasiewicz, Kraków 2005, s. 404.

o ile upowszechnienie dostępu do Internetu i jego umasowienie rzeczywiście spowodowało wyeliminowanie ekspertów (a przynajmniej odsunięcie ich na dalszy plan) i powstanie „postekspertów” (którymi mogą stać się wszyscy), o tyle nie spowodowało to wyeliminowania instytucjonalnych pośredników.

Uważano również, że Internet będzie agorą informacji, bez właściciela i cał-kowicie zdecentralizowaną. Stało się inaczej. Najbardziej popularne serwisy Google, Facebook, YouTube, Yahoo!, Twitter czy Amazon stały się właśnie takimi pośrednikami, jednocześnie będąc własnością prywatnych firm, któ-rych celem jest generowanie zysków. Ponadto prawo pozwalające na zbiera-nie informacji o aktywności użytkowników przyczyniło się do pozyskiwania korzyści finansowych z kierowanych do użytkowników spersonalizowanych reklam. Komercjalizacja komunikacji internetowej przyczyniła się natomiast do oddalenia się od nadziei na wypracowanie za pomocą Internetu wspólnej sfery publicznej. Raczej zamiast jednej agory publicznej mamy do czynienia z setkami małych – podając za Martą Juzą – „placyków”21. Trafnie określi-ła to Agnieszka Rothert, że są to zamknięte społeczności obywateli jedno-myślących – półprywatnych mikroświatów, nieangażujących się w wymianę informacji z mającymi inne poglądy internautami22. Te mikroświaty są po-łączone siecią w znaczeniu technicznym w ujęciu Manuela Castellsa, ale nie siecią wymiany opinii. To tzw. bańki informacyjne (filter bubbles) Eliego Pa-risera, w których użytkownik zamknięty jest w samonapędzającym się cyklu opinii swoich znajomych, a szukający innych treści nie zostaje skierowany na odmienne tematy lub punkty widzenia. Jeśli jednak to nastąpi, bo każdy z internautów utrzymuje relacje w świecie rzeczywistym, to niejednokrotnie dochodzi do ich przerwania albo do ich zantagonizowania, nierzadko z wyko-rzystaniem mowy nienawistnej. Przebywanie w odrębnych mikroświatach po-tęguje też problem rozbicia społecznego i trudność w znalezieniu wspólnych mianowników spajających wspólnotę w świecie realnym. Trafnie zauważają badacze, iż jest to szczególnie groźne dla współczesnych społeczeństw demo-kratycznych, które z założenia muszą opierać się na pewnej wiedzy i znacze-niach, wreszcie wspólnych wartościach, które są znane wszystkim członkom danego społeczeństwa.

21 M. Juza, Internet w życiu społecznym  – nadzieje, obawy, krytyka, „Studia Socjologiczne”

2016, 1 (20), s. 213.

22 Tamże, s. 213.

Z postprawdą łączy się wspomniana bańka informacyjna. Na podstawie stosownych algorytmów skomercjalizowane serwisy internetowe dobierają materiały najlepiej dopasowane do preferencji użytkowników, a brak lub znikoma możliwość wymiany zarówno informacji, jak i opinii pomiędzy nimi (spoza bańki informacyjnej) powoduje dalsze rozpowszechnianie opinii odwołujących się do osobistych przekonań i emocji czy fake news. W czasach kryzysu politycznego, populizmu, spadku zaufania do instytucji naukowych i eksperckich oraz rozbicia społecznego obywatele nie mają wystarczającej wiedzy umożliwiającej podejmowanie przemyślanych decyzji wyborczych (fenomen referendum Brexitu).