m b m b t Plakat poetycki Franciszka Batona do wiersza Jacka Sikory
(4. str.
okładki)
V ■ Ten plakat wykorzystuje, jak wiele współczesnych technik graficz-
Y
nych, fotografię. Grupę drzew, spreparowaną podwójnie, jako pozy-tyw i negapozy-tyw, rozdzielił autor czerwoną linią, jakby oddzielając dzień od nocy. W lewej, „pozytywowej“ części kompozycji u dołu leży cień innego drzewa, po prawej stronie czerwonej linii graficznej umieścił autor tekst wiersza Jacka Sikory. Czerwona linia wygina się na wysokości koron drzew w kształt serca. Ta czerwona linia najbardziej rzuca się w o- czy, jest wręcz agresywna. Stanowi oś kompozycji, dzieląc ją niemal w połowie, a zarazem łącząc dwa światy. Porządkuje obraz, wprowadza napięcie, może nie
co zbyt natrętnie owym stylizowanym sercem przypomina o liryzmie wiersza.
Tak czy owak i ten plakat, tak jak poprzedni (Dariny Krygiel), jest właśnie ilu
stracją wiersza i równie niewielkie miałby szanse należytego odbioru, umiesz
czony na płocie lub słupie. Jedynie owa agresywna, czerwona linia z serdusz
kiem pośrodku jest wyraźnie „plakatowa“ . Widać w każdym razie w tej kompozycji rzetelne staranie autora, by sprostać wymogom nowego gatunku zwanego „plakat poetycki“. Że zaś w idei plakatu poetyckiego pełno jest sprzeczności, wobec tego nie jest winą artysty, że jego dzieło nie jest od sprzeczności wolne.
A. M. R.
[7 9]
M IE S IĘ C Z N IK S P O Ł E C Z N O - K U L T U R A L N Y R O K X X X X • NR 4 5 9 • C E N A 2 , 5 0 Kćs
2/88
Tradycja: spadkobiercy i dłużnicy T. Ch.
Tradycje naszych ojców OTYLIA TOBOLA Pod znakiem kowadła (Przez pryzmat PZKO)
PIOTR PRZECZEK
Malarz regionu MaG
Melpomenki po raz dwunasty Czekamy na młodych chórzystów
HENRYKA BITTMAR Luty ’48 a polska grupa narodowościowa
WŁADYSŁAW JOSIEK Potrzeba cerebrologii (Scalonej wiedzy o mózgu)
JULIAN ALEKSANDROWICZ HARRY DUDA Warszawska Jesień Poezji (2) WILHELM PRZECZEK Jaroslav Holoubek: Czy nie było nam lepiej? Potraci
liśmy głowy, Samotni, Do tej pory to spojrzenie mnie zniewala
Jaroslav Sekera: Zazdrość
Maria Babiakowa-Bajowa (Tłumacze literatury polskiej) WILHELM PRZECZEK Mosty koło Cieszyna (Wędrówki nazewnicze)
WŁADYSŁAW MILERSKI Pieszo przez Spitsbergen (2) ZBIGNIEW PIETROŃ Okiem recenzenta:
Tęsknota do ojczystego regionu
BRONISLAW FIRLA Kalendarz Śląski 1988 GUSTAWSAJDOK
Sztuka wierności STANISLAWNYCZAJ 73721 CZESKI CIESZYN
TEL. 569 83 Materiałów nie zamówio
nych redakcja nie zwra
ca. Drukarnia: Tisk, kniżni vyroba, n. p., Brno, za
kład 3 — Cz. Cieszyn, ul.
Rewolucyjna 1. Cena prenumeraty rocznej Kćs 30,—, półrocznej Kćs 15,—. Zgłoszenia prenu
meraty w CSRS przyjmu
je redakcja i administrac
ja „Zwrotu“ , w PRL Biuro Kolportażu Wydawnictw Zagranicznych „Ruch“ , Warszawa, ul. Wronia 23.
Fi T r z a s k a l i F r T e r l i c k a 4 6 2 7 3 5 35 !-lA V l2 C V -il S u c h a
Plakat poetycki >-HAr*uiz>ć.i\H d a l v iv huu m cis^a »»lau^o.u.-o ^ „io ry (repr. OTTO SZLAUER)
3/88
EMANCYPACJA
Nie może być inaczej, przyzwyczailiśmy się do stereotypu, o którym dla własnej wygody wolimy mówić, że „miły, potrzebny, świadczący o znaczeniu . . Trzeba przecież podzię
kować naszym . . . kobietkom (bardzo lubią, kiedy są tak nazywane, nie wiadomo tylko, dlaczego zgrzytają przy tym zębami). Trzeba powiedzieć, że wysoko cenimy ich zaan
gażowanie, opiekę nad dzieckiem, stwarzanie odpowiedzialnej atmosfery dla ciężkiej (za
wsze jest ciężka) pracy męża. Potem dołączymy kwiatek i jeśli to w miejscu pracy — cze
kamy na wdzięczność naszych współpracownic, wyrażoną zazwyczaj w formie niedozwolonego, a więc na chybcika konsumowanego poczęstunku. Podbudowani na du
chu, ochoczo zmierzamy złożyć życzenia i ewentualnie też kwiatek własnym żonom czy komuś tam jeszcze. I wystarczy.
Równie stereotypowo — już na poważnie — z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet przypominamy silniejszej połowie populacji, że właśnie tak być nie powinno, że nie wy
starczy grzeczność tylko przez tak krótki czas. Trzeba przecież na co dzień, przy każdej okazji, może nie z kwiatkiem, ale z uśmiechem a to zwolnić miejsce w tramwaju, to pomóc przy pracy. Wszystko powinno być ładnie i elegancko.
Tym razem spróbowaliśmy jednak myśleć po nowemu — a więc zadać sobie pytanie, czy aby rzeczywiście to właśnie jest marzeniem kobiet, czy o to im chodzi? A może wo
lałyby zupełnie co innego, tyle że nauczone wielosetletnimi doświadczeniami (ile to już lat żyje kobieta z mężczyzną!) zazwyczaj tylko machną ręką. Walczyły jeszcze nie tak dawno o emancypację, o równouprawnienie. Walczyły i zwyciężyły, można się o tym dowiedzieć z wielu poważnych dokumentów. Tylko czy właśnie o to im chodziło?
Miernikiem równości praw bywa w skali międzynarodowej obecność tej czy innej grupy w parlamencie. Pod koniec zeszłego roku Unia Międzyparlamentarna opublikowała wyniki swojego sondażu, mającego wykazać obecność kobiet w najwyższych organach ustawo
dawczych. Zbadano składy osobowe 104 parlamentów. Chociaż jednak kobiety tworzą za
sadniczo połowę ludzkiej populacji, w parlamentach za najbardziej sfeminizowane ucho
dzą te, w których panie zajmują jedną trzecią krzeseł — a wśród badanych krajów i tak znalazły się takie właśnie tylko trzy: Norwegia, Rumunia i Kuba! Natomiast np. Francja, od której mamy się pono uczyć galanterii wobec kobiet, dała raptem wobec 540 mężczyzn paniom szansę zajmowania 37 miejsc.
Statystyki tego rodzaju możemy oczywiście czytać z uśmieszkiem, w końcu co nam do Francji i jej parlamentu. Najważniejsze jednak zawsze są te problemy, na które możemy sami wpłynąć, które znajdują się w zasięgu naszego działania. W naszym konkretnym wy
padku jest to więc sprawa obecności kobiet w pracy związkowej.
Według statystyk w ostatnim dziesięcioleciu tylko przez dwa lata (1980—81) wśród członków PZKO więcej było mężczyzn niż kobiet. Cały pozostały okres stoi wyraźnie pod rys. WALTER TASZEK
znakiem dominacji kobiet — pod koniec roku 1987 właścicielami legitymacji członkowskiej PZKO było 11 311 mężczyzn i aż 12 338 kobiet (przewaga o 1 027, takiej jeszcze w historii Związku nie było!). Wystarczy jednak przyjrzeć się statystykom dokładniej, by stwierdzić, że słowo „dominacja“ brzmi raczej jak kiepski żart. W 94 Kołach pracuje w sumie w za
rządach 1 353 działaczy, z tego 465 kobiet. W powiecie karwińskim oznacza to 35,2 %, we frydecko-misteckim 33,2 % — a więc jak w najlepszych parlamentach świata! Jakie funkc
je jednak te kobiety pełnią? Najwięcej jest oczywiście kierowniczek zespołów kobiet, dalej kierowniczki świetlicy, gospodarze (!), kierowniczki innych zespołów artystycznych, a naj
częściej . . . członkinie zarządu bez określenia funkcji. W trzynastu wypadkach w powiecie karwińskim i jedenastu we frydeckim są skarbnikami. I oto nagle niespodzian
ka, na pozór odwracająca dotychczasowy pogląd — wszak funkcja sekretarza w Kole to — po prezesie — druga najważniejsza, a w 44 % (Karwińskie) i 45 % (Frydecko-misteckie) wy
konują je panie! Czyżby więc procent udziału rósł z odpowiedzialnością? Nic bardziej mylnego! Wystarczy przejrzeć spis przewodniczących: w Orłowej-Porębie znajdziemy na
zwisko Helena Talarkowa, w Hawierzowie III Zofia Pawlasowa, w Ligotce Kameralnej mgr Marta Wurszt i wreszcie w Rzece Halina Rusz. Cztery kobiety i dziewięćdziesięciu mężczyzn — jakaż wymowna proporcja!
Nie pozostaje nic innego, jak tylko spróbować szukać jakiegoś logicznego wyjaśnienia tego stanu: teza, że „słaba płeć“ mogłaby nie podołać trudom, obowiązkom związanym z najważniejszą funkcją upada, jeżeli uświadomimy sobie, że obecne panie przewodni
czące podjęły się funkcji nie w dużych, sprawnie działających Kołach, lecz właśnie w tych, w których prezes nieraz jest wszystkim. Może więc ze względu na obowiązki do
mowe i pracę zawodową brak im czasu na działalność społeczną? I ten pogląd można łat
wo odrzucić: kobiety — dziewczyny tworzą bez wątpienia przynajmniej połowę składu osobowego zespołów tanecznych, są w zespołach teatralnych, wśród chórzystów mają przewagę liczebną: odnotowujemy 11 chórów żeńskich (na 8 męskich i 18 mieszanych, w których też więcej jest kobiet). Pracują aktywnie w 71 zespołach Kobiet, są widoczne w każdej działalności kulturalno-oświatowej. A przecież (i tu „dominują“ jednoznacznie) jest jeszcze całe zaplecze, przygotowanie posiłków na imprezy, obsługa, porządkowanie.
Ich zaangażowanie społeczne jest więc rozległe, wolimy nie porównywać w skali ogólnej z udziałem mężczyzn. Pozostaje więc chyba jedyne, na pewno nie stereotypowe pytanie, szukające wyjaśnienia dla ich małej liczebności w zarządach: a może one tego po prostu nie lubią?
O dziwo — taką prawie „prowokacyjną“ odpowiedź można nawet pośrednio poprzeć danymi z cytowanych już sprawozdań: najmniej kobiet mają bowiem zazwyczaj zarządy liczebne (Sucha Górna — 27 osób, z tego 5 kobiet, Wierzniowice — 23/5, Trzyniec-Kanada i Oldrzychowice — po 21/5), w których można przewidywać długie obrady . . . Nie o stawia
nie hipotez nam jednak chodzi, a raczej o zasadność stawiania takiego pytania w ogóle.
Czyż bowiem właśnie ono nie jest punktem wyjściowym do całej tematyki równouprawnienia? Przecież w końcu nie o to chodzi, by wszędzie: w każdej funkcji, pra
cy i zabawie, w życiu społecznym i prywatnym mężczyzna i kobieta mieli tyle samo i robili to samo. Pytać należy raczej o to, co ta czy tamta płeć chce osiągnąć, co jej jest potrzebne do szczęśliwego życia, o czym marzy — i w zgodzie z ideą emancypacji dać obydwom rów
ne prawo do realizacji tych marzeń. Również w pracy społecznej, również w naszym Związku.
[ 2 ]