0 SZCZĘŚCIU
Psycholodzy i lekarze twierdzą, że szczęście, uroda i zdrowie lubią razem występować. Ludzie zadowoleni z życia mają żywsze kolory, prościej się trzymają, harmonijniej poruszają, ich glos brzmi milszym tonem, tkanki szybciej się goją, kości szybciej zrastają. Miłe nastroje są pomocnym lekiem prewencyjnym i tera
peutycznym (już choćby jako przeciwwaga szkodliwych stresorów). Wprawdzie można by zapytać, jaki wpływ jest tu bardziej istot
ny: zadowolenia na zdrowie czy zdrowia na zadowolenie, niemniej to pewne, że jak dbałość o zdrowie uodparnia na cierpienia fizyczne i psychiczne, tak mnożenie jas
nych godzin wzmacnia zdrowie.
Dziwne jest to, że tak mało osób potrafi odpowiedzieć, jakie chwile swojego życia uważają za najszczęśliwsze. Czyżby ich nie mieli, może w perspektywie czasu ich znaczenie zostało pomniejszone? Nie pa
miętamy bólów, więc może nie pamiętamy 1 błogostanów? A szkoda, bo jasne uświa
domienie sobie tego, co sprawia nam ra
dość, jest pomocne w analizie własnych potrzeb i charakteru, a także, niekiedy, umożliwia pokierowanie życiem ku maksi
mum radości.
Badania socjologów francuskich wyka
zały, że najwyżej cenioną wartością jest
kolejno: zdrowie, miłość, wolność, szczęście rodzinne, na dalszych miejscach uplasowały się praca, przyjemność i zain
teresowania, pieniądze, powodzenie oso
biste. Każe to przypuszczać, że w innych krajach, w których nie ma nędzy, w których warunki życia są podobne do francuskich, zdrowie, miłość i życie rodzin
ne odczuwane są jako ważniejsze niż pie
niądze i kariera. Czyż nie jest więc absur
dem, iż przeciętny człowiek poświęca zdobywaniu pieniędzy i awansów wielo
krotnie więcej myśli i trudów niż zachowa
niu zdrowia, pielęgnacji miłości i życia w rodzinie? Że zamiast znajdować czas na spacery i sport znajduje go na dorabianie i karierowiczowskie zabiegi! Albo czyż nie jest absurdem, że choć przyjemność i zain
teresowania stawia na pośledniejszym miejscu, to jednak wcale nierzadko więcej czasu poświęca kartom i kumplom niż roz
mowom i zabawom z dziećmi? Proponuje
my czytelnikowi sporządzenie własnej ta
belki warunków szczęścia i zastanowienie się nad organizacją swojego życia.
Sztuki radowania się można i trzeba się uczyć, uczyć dzieci i samego siebie. Matka, która często cieszy się, ot, choćby wido
kiem morza, rośliną na balkonie, ćwierka
niem ptaków — uczy dziecko podobnych reakcji. A sama mogła się ich nauczyć dzię
ki temu, że nie przechodziła obojętnie obok [7 1 ]
tego, co ładne, że zwalniała kroku lub za
trzymywała się. Śpiesząc się do pracy nie tylko dostrzegała, ale i przez parę sekund z uwagą patrzyła na nowy piękny plakat, na świeżą zieleń drzew w p ark u . . . Albo znów
— to jedna z najszlachetniejszych i najtrud
niejszych „zabaw" — ćwiczyła się w do
strzeganiu miłych cech w ludziach, których nie lubiła. .
Stwierdzono, że nawet niezbyt szczere objawianie życzliwości często nastraja psychikę na jasność i dobroć. Człowiek udaje lepszego niż jest, żeby być łubianym, żeby sobie ułatwić życie, ale to udawanie urabia go, urabia tym łatwiej, że gdy jest łu
biany, to i sam lubi, a lubiąc uśmiecha się
autentycznym uśmiechem i daje z auten
tycznej życzliwości.
„Szczęście — to, czego nie znamy, co sobie tylko wyobrażamy" (Anatol France).
„Nigdy nie jesteśmy szczęśliwi, co naj
wyżej pamiętamy, że byliśmy"
(Aleksander Smith). Tym pesymistom przeciwstawia się głos Lwa Tołstoja:
„Człowiek stworzony został dla szczęścia i znajduje je w zaspokojeniu codziennych potrzeb“. Istotnie, kto może dużo stracić, ten dużo ma — dużo powodów do radości.
Jest szczęśliwszy niż sądzi, byle to sobie uświadomił, byle umiał policzyć swoje dobra, umiał cieszyć się rzeczami zwykłymi.
n a s t d a t M
REGINA
Ta drobna i delikatna dziewczyna ju ż od dzie
sięciu lat mocuje się z akordeonem, który od dzieciństwa gra! w rękach je j ojca. Kiedy R e
ginę Matloch z Dolnego Żukowa w 2. klasie szkoły podstawowej zapisano do czeskocie- szyńskiej Ludowej Szkoiy Artystycznej, ani rodzice, ani ona sama nie zawahali się przy wyborze instrumentu. IV szkole muzycznej od początku prowadzi ją nauczycielka Irena Grochalowa.
Regina je st dziś uczennicą klasy III Gim
nazjum z polskim językiem nauczania w Czeskim Cieszynie. IV roku przyszłym cze
ka ją egzamin maturalny, a pó źniej. . . marzy o medycynie. Nie brak je j pilności
i zdolności, sądząc po wynikach, jakie osiąga w szkole, więc należy je j chyba życzyć prze
de wszystkim szczęścia przy egzaminach wstępnych. Ale to dopiero za półtora roku.
Za półtora roku zakończy też swoją przygodę muzyczną, naukę gry na akordeo
nie, która trwać będzie cale 11 lat (8 w I i 4 w II cyklu). Niewielu z tych, którzy rozpoczy
nali z nią przed dziesięciu laty, dotrwało do końca, sporo adeptów odpada ju ż w czasie I cyklu nauki. O tych, którzy przechodzą wyżej, można chyba powiedzieć, że wybrali muzykę z prawdziwego zamiłowania.
U takich dzieci nie wchodzi chyba w ra
chubę zapędzanie do „gra nia " przez zdener
wowanych rodziców, nie ma ja k najszybsze
go odbębnienia zadanych ćwiczeń, palcó
[ 7 2 ]
wek, etiud, opuszczania gamy, odfajkowywa- nia, byle zbyć.
Regina stara się ćwiczyć codziennie przez godzinę, ale sama przyznaje, że zdarza się, choć nie powinien, również od czasu do cza
su dzień bez akordeonu. Jest przecież tyle nauki w szkole, a chce znaleźć czas także na lekturę, koleżeńskie spotkania, kino, na słu
chanie muzyki rozrywkowej. Nie ma swojego ulubionego zespołu, raczej woli słuchać tzw.
pop-muzyk, disco. Nie lubi natomiast twarde
go rocka, haevy metalu. To chyba w ogóle odczucie większości dziewcząt w je j wieku, co innego chłopcy, których ten właśnie styl zachwyca. Regina uważa, że właśnie wszechstronne przygotowanie muzyczne po
zwala na bardziej krytyczne ustosunkowanie się do muzyki współczesnej, w której młodym nie tyle przeszkadza nadmiar decybeli, tego w tym wieku jeszcze się nie odczuwa, ale, ja k to określa, ,,nijakość" dźwięków. Tak odbiera to je j muzykalne ucho, to razi również więk
szość je j koleżanek.
W szkołach średnich nie ma lekcji wycho
wania muzycznego, w czeskocieszyńskim Gimnazjum istnieje za to chór prowadzony przez prof. Edwarda Kaima. Jeszcze w roku ubiegłym Regina śpiewała w tym zespole, w tym roku zajęcia te kolidują ze zbiórkami organizacji młodzieżowej. Ciekawe, że ani ra
zu nie poproszono ją o udział w akademii szkolnej. Sama twierdzi, że chyba nawet w szkole nie wiedzą, że ona je st akordeonist- ką. Wie wychowawca, prof. Zdeniek Kla- dosch, który sam gra na akordeonie.
,,Czym je st dla mnie muzyka? — zastana
wia się Regina — chyba przede wszystkim odprężeniem. Zawsze lubiłam chodzić na lekcje w szkole muzycznej, panowała tam i panuje dotąd niezapomniana miła atmosfe
ra. Bardzo lubię swoją nauczycielkę, to wszystko ciągnęło mnie i mobilizowało“.
Nie marzyła nigdy o pójściu na konzerwa- torium, tam, ja k twierdzi, udaje się tylko naj
lepszym. Amatorsko grać będzie również da
lej, teraz uczy się dodatkowo gry na gitarze
— sama. W domu na koncerty w je j
wykonaniu, bo ojciec teraz rzadko przymierza się do akordeonu, przychodzi dziadek, który bardzo lubi tego słuchać. Nie udało się Regi
nie zarazić miłością do muzyki rodzeństwa, które, ja k ona kiedyś, rozpoczęło granie, ale równie szybko ich zapał wygasł.
Ta skromna dziewczyna, choć zdobyła przed trzema laty 1. miejsce w szkolnym kon
kursie gry na akordeonie, a z orkiestrą akor
deonową przebiła się do okręgowej rundy te
go konkursu, za najważniejsze osiągnięcie uważa to, że wytrwała i wytrwa do końca.
MaG
[7 3]
(Oin
p