• Nie Znaleziono Wyników

tem at dla ewy

W dokumencie Zwrot, R. 40 (1988), Nry 1-12 (Stron 73-78)

0 SZCZĘŚCIU

Psycholodzy i lekarze twierdzą, że szczęście, uroda i zdrowie lubią razem występować. Ludzie zadowoleni z życia mają żywsze kolory, prościej się trzymają, harmonijniej poruszają, ich glos brzmi milszym tonem, tkanki szybciej się goją, kości szybciej zrastają. Miłe nastroje są pomocnym lekiem prewencyjnym i tera­

peutycznym (już choćby jako przeciwwaga szkodliwych stresorów). Wprawdzie można by zapytać, jaki wpływ jest tu bardziej istot­

ny: zadowolenia na zdrowie czy zdrowia na zadowolenie, niemniej to pewne, że jak dbałość o zdrowie uodparnia na cierpienia fizyczne i psychiczne, tak mnożenie jas­

nych godzin wzmacnia zdrowie.

Dziwne jest to, że tak mało osób potrafi odpowiedzieć, jakie chwile swojego życia uważają za najszczęśliwsze. Czyżby ich nie mieli, może w perspektywie czasu ich znaczenie zostało pomniejszone? Nie pa­

miętamy bólów, więc może nie pamiętamy 1 błogostanów? A szkoda, bo jasne uświa­

domienie sobie tego, co sprawia nam ra­

dość, jest pomocne w analizie własnych potrzeb i charakteru, a także, niekiedy, umożliwia pokierowanie życiem ku maksi­

mum radości.

Badania socjologów francuskich wyka­

zały, że najwyżej cenioną wartością jest

kolejno: zdrowie, miłość, wolność, szczęście rodzinne, na dalszych miejscach uplasowały się praca, przyjemność i zain­

teresowania, pieniądze, powodzenie oso­

biste. Każe to przypuszczać, że w innych krajach, w których nie ma nędzy, w których warunki życia są podobne do francuskich, zdrowie, miłość i życie rodzin­

ne odczuwane są jako ważniejsze niż pie­

niądze i kariera. Czyż nie jest więc absur­

dem, iż przeciętny człowiek poświęca zdobywaniu pieniędzy i awansów wielo­

krotnie więcej myśli i trudów niż zachowa­

niu zdrowia, pielęgnacji miłości i życia w rodzinie? Że zamiast znajdować czas na spacery i sport znajduje go na dorabianie i karierowiczowskie zabiegi! Albo czyż nie jest absurdem, że choć przyjemność i zain­

teresowania stawia na pośledniejszym miejscu, to jednak wcale nierzadko więcej czasu poświęca kartom i kumplom niż roz­

mowom i zabawom z dziećmi? Proponuje­

my czytelnikowi sporządzenie własnej ta­

belki warunków szczęścia i zastanowienie się nad organizacją swojego życia.

Sztuki radowania się można i trzeba się uczyć, uczyć dzieci i samego siebie. Matka, która często cieszy się, ot, choćby wido­

kiem morza, rośliną na balkonie, ćwierka­

niem ptaków — uczy dziecko podobnych reakcji. A sama mogła się ich nauczyć dzię­

ki temu, że nie przechodziła obojętnie obok [7 1 ]

tego, co ładne, że zwalniała kroku lub za­

trzymywała się. Śpiesząc się do pracy nie tylko dostrzegała, ale i przez parę sekund z uwagą patrzyła na nowy piękny plakat, na świeżą zieleń drzew w p ark u . . . Albo znów

— to jedna z najszlachetniejszych i najtrud­

niejszych „zabaw" — ćwiczyła się w do­

strzeganiu miłych cech w ludziach, których nie lubiła. .

Stwierdzono, że nawet niezbyt szczere objawianie życzliwości często nastraja psychikę na jasność i dobroć. Człowiek udaje lepszego niż jest, żeby być łubianym, żeby sobie ułatwić życie, ale to udawanie urabia go, urabia tym łatwiej, że gdy jest łu­

biany, to i sam lubi, a lubiąc uśmiecha się

autentycznym uśmiechem i daje z auten­

tycznej życzliwości.

„Szczęście — to, czego nie znamy, co sobie tylko wyobrażamy" (Anatol France).

„Nigdy nie jesteśmy szczęśliwi, co naj­

wyżej pamiętamy, że byliśmy"

(Aleksander Smith). Tym pesymistom przeciwstawia się głos Lwa Tołstoja:

„Człowiek stworzony został dla szczęścia i znajduje je w zaspokojeniu codziennych potrzeb“. Istotnie, kto może dużo stracić, ten dużo ma — dużo powodów do radości.

Jest szczęśliwszy niż sądzi, byle to sobie uświadomił, byle umiał policzyć swoje dobra, umiał cieszyć się rzeczami zwykłymi.

n a s t d a t M

REGINA

Ta drobna i delikatna dziewczyna ju ż od dzie­

sięciu lat mocuje się z akordeonem, który od dzieciństwa gra! w rękach je j ojca. Kiedy R e­

ginę Matloch z Dolnego Żukowa w 2. klasie szkoły podstawowej zapisano do czeskocie- szyńskiej Ludowej Szkoiy Artystycznej, ani rodzice, ani ona sama nie zawahali się przy wyborze instrumentu. IV szkole muzycznej od początku prowadzi ją nauczycielka Irena Grochalowa.

Regina je st dziś uczennicą klasy III Gim­

nazjum z polskim językiem nauczania w Czeskim Cieszynie. IV roku przyszłym cze­

ka ją egzamin maturalny, a pó źniej. . . marzy o medycynie. Nie brak je j pilności

i zdolności, sądząc po wynikach, jakie osiąga w szkole, więc należy je j chyba życzyć prze­

de wszystkim szczęścia przy egzaminach wstępnych. Ale to dopiero za półtora roku.

Za półtora roku zakończy też swoją przygodę muzyczną, naukę gry na akordeo­

nie, która trwać będzie cale 11 lat (8 w I i 4 w II cyklu). Niewielu z tych, którzy rozpoczy­

nali z nią przed dziesięciu laty, dotrwało do końca, sporo adeptów odpada ju ż w czasie I cyklu nauki. O tych, którzy przechodzą wyżej, można chyba powiedzieć, że wybrali muzykę z prawdziwego zamiłowania.

U takich dzieci nie wchodzi chyba w ra­

chubę zapędzanie do „gra nia " przez zdener­

wowanych rodziców, nie ma ja k najszybsze­

go odbębnienia zadanych ćwiczeń, palcó­

[ 7 2 ]

wek, etiud, opuszczania gamy, odfajkowywa- nia, byle zbyć.

Regina stara się ćwiczyć codziennie przez godzinę, ale sama przyznaje, że zdarza się, choć nie powinien, również od czasu do cza­

su dzień bez akordeonu. Jest przecież tyle nauki w szkole, a chce znaleźć czas także na lekturę, koleżeńskie spotkania, kino, na słu­

chanie muzyki rozrywkowej. Nie ma swojego ulubionego zespołu, raczej woli słuchać tzw.

pop-muzyk, disco. Nie lubi natomiast twarde­

go rocka, haevy metalu. To chyba w ogóle odczucie większości dziewcząt w je j wieku, co innego chłopcy, których ten właśnie styl zachwyca. Regina uważa, że właśnie wszechstronne przygotowanie muzyczne po­

zwala na bardziej krytyczne ustosunkowanie się do muzyki współczesnej, w której młodym nie tyle przeszkadza nadmiar decybeli, tego w tym wieku jeszcze się nie odczuwa, ale, ja k to określa, ,,nijakość" dźwięków. Tak odbiera to je j muzykalne ucho, to razi również więk­

szość je j koleżanek.

W szkołach średnich nie ma lekcji wycho­

wania muzycznego, w czeskocieszyńskim Gimnazjum istnieje za to chór prowadzony przez prof. Edwarda Kaima. Jeszcze w roku ubiegłym Regina śpiewała w tym zespole, w tym roku zajęcia te kolidują ze zbiórkami organizacji młodzieżowej. Ciekawe, że ani ra­

zu nie poproszono ją o udział w akademii szkolnej. Sama twierdzi, że chyba nawet w szkole nie wiedzą, że ona je st akordeonist- ką. Wie wychowawca, prof. Zdeniek Kla- dosch, który sam gra na akordeonie.

,,Czym je st dla mnie muzyka? — zastana­

wia się Regina — chyba przede wszystkim odprężeniem. Zawsze lubiłam chodzić na lekcje w szkole muzycznej, panowała tam i panuje dotąd niezapomniana miła atmosfe­

ra. Bardzo lubię swoją nauczycielkę, to wszystko ciągnęło mnie i mobilizowało“.

Nie marzyła nigdy o pójściu na konzerwa- torium, tam, ja k twierdzi, udaje się tylko naj­

lepszym. Amatorsko grać będzie również da­

lej, teraz uczy się dodatkowo gry na gitarze

— sama. W domu na koncerty w je j

wykonaniu, bo ojciec teraz rzadko przymierza się do akordeonu, przychodzi dziadek, który bardzo lubi tego słuchać. Nie udało się Regi­

nie zarazić miłością do muzyki rodzeństwa, które, ja k ona kiedyś, rozpoczęło granie, ale równie szybko ich zapał wygasł.

Ta skromna dziewczyna, choć zdobyła przed trzema laty 1. miejsce w szkolnym kon­

kursie gry na akordeonie, a z orkiestrą akor­

deonową przebiła się do okręgowej rundy te­

go konkursu, za najważniejsze osiągnięcie uważa to, że wytrwała i wytrwa do końca.

MaG

[7 3]

(Oin

p

W dokumencie Zwrot, R. 40 (1988), Nry 1-12 (Stron 73-78)