• Nie Znaleziono Wyników

„Moja mama jest Jordanką i mam prawo do jej obywatelstwa”

Atmosfera Arabskiej Wiosny otworzyła nowe kanały politycznej ekspresji.

25 marca 2011 roku, w chłodny i deszczowy dzień, w potężnej jak na Jordanię demonstracji uczestniczyły również Nima Habashna z córką Rimą, stojąc nieco z boku. Trzymały transparent: „Moja mama jest Jordanką i mam prawo do jej obywatelstwa”. Nie bez powodu syn obawiał się o bezpieczeństwo matki i siostry, ponieważ w tym dniu wiec polityczny zakończył się ostrymi starciami protestu-jących ze zwolennikami reżimu i policją. W zdominowanym przez mężczyzn tłumie, dwie kobiety z własnym transparentem wzbudziły zainteresowanie

za-chodnich telewizji i sympatię demonstrantów. W ten sposób do opinii publicznej przebiła się wiadomość o walce tej wdowy z szóstką dzieci o godne życie dla jej rodziny. Od sześciu lat starała się zainteresować instytucje krajowe i zagraniczne losem jordańskich kobiet, których najbliżsi nie posiadają żadnych praw. W cza-sie naszego pierwszego spotkania mówiła:

Ja wierzę, wierzę w moją walkę i w siebie. Że pewnego dnia skończą się cierpienia dla nas wszystkich (R33: 201).

Nima założyła stronę na Facebooku. Szukała osób w podobnej sytuacji, za-mieszczała artykuły, raporty na ten temat, prosiła o kontakt, wysyłała informacje do mediów. Sprawą zainteresowała się arabska sekcja Radia BBC i przeprowadzo-no z nią wywiad. Jeden z dziennikarzy Radia FM zapropoprzeprowadzo-nował spotkanie i przy-gotowanie reportażu o sytuacji rodzin Jordanek, które poślubiły obcokrajowców.

Do udziału zaproszono dziesięć kobiet, ze strachu jednak nie przyszła żadna:

Tłumaczyły się: nie mogę przyjść, to jest zakazane, mój mąż, dzieci..., to jest „czerwona linia”. Powiedziałam mu [dziennikarzowi]: zrobimy to. Przyprowadziłam wszystkie moje córki, dzieci i chłopców. Zapukałam do sąsiadki, ona też ma męża Egipcjanina, zapyta-łam: „Chcesz przyjść czy nie? Chcemy już zacząć”. Ona urodziła się w Niemczech... I przy-szła. Miałam tylko jedną kobietę spośród dziesięciu. Może była trochę onieśmielona, gdy przyszła. Jest moją sąsiadką drzwi w drzwi, trudno jej było powiedzieć „nie”. Naciskałam, żeby przyszła (R33: 2011).

1 czerwca miała miejsce pierwsza demonstracja przed biurem premiera.

Oglądałam dokumentację z tego protestu, w którym wzięło udział 40 osób. Na transparentach widniały hasła: „Jesteśmy pełnymi obywatelkami i nie akceptu-jemy niczego mniej”; „Moja mama jest Jordanką i jej obywatelstwo jest moim prawem”; „Nikogo nie atakujemy, żądamy tylko naszych praw konstytucyjnych”.

Do protestujących wyszedł pracownik biura premiera, któremu wręczono pety-cję. Pojęcie obywatelstwa stanęło w centrum debaty o godne życie:

Domagamy się naszych praw jako jordańskie obywatelki. To rząd musi zdecydować, czy jesteśmy pełnymi obywatelkami, czy jedynie w połowie. A tak nas traktuje, odmawiając nam naszych praw, podczas gdy mężczyźni mogą poślubić cztery zagraniczne żony i prze-kazać im i ich dzieciom obywatelstwo (R33: 2011).

Protestujące kobiety zapowiedziały, że dopóty będą wracać, dopóki ich żądania nie zostaną spełnione. Taka postawa matek, w dodatku w przestrzeni publicznej, była nową jakością w jordańskim życiu politycznym. Część zaangażowanych ko-biet, chociaż na co dzień nie nosi nikabów, na czas demonstracji je założyła, żeby uniknąć rozpoznania. Przełamywanie strachu i odchodzenie od przekonania, że nic nie da się zrobić, dokonywało (i dokonuje) się powoli.

Na ostatniej demonstracji było już 120 osób. Coraz więcej. Teraz moje panie wysyłają mi wiadomość, „przepraszam, jestem w pracy”. Nie jest już tak, że po prostu nie

przy-chodzą. Wysyłają wiadomość, przepraszają. To oznacza, że następnym razem przyjdą.

To, co robię, to spotykam się z nimi, rozmawiamy o nich. O tym, co można zrobić (R33: 2011).

Kolejne protesty gromadziły więcej osób. Do połowy października odbyło się ich dwanaście. Tworzono bazę danych dołączających się kobiet. Te, które odważy-ły się zaprotestować, podkreślaodważy-ły, że walczą w imieniu wszystkich kobiet w po-dobnej sytuacji. W nieformalnych rozmowach ciągle powracała obawa, czy tak zdecydowane wystąpienie w obronie swoich praw nie zaszkodzi dzieciom i nie zostaną one deportowane do kraju ojca. „Przyjacielskie” rady funkcjonariuszy bezpieczeństwa dotyczące odpowiedzialności za treści pojawiające się na stronie internetowej czy kontakty z mediami (zwłaszcza z Al Jazeera) podnosiły poziom strachu. W listopadzie strona internetowa grupy na Facebooku została zaatako-wana, zamiast zamieszczonych tam treści pojawiły się pogróżki wzywające do zaprzestania działalności. W oświadczeniu do mediów z 17 listopada czytamy o natychmiastowym uruchomieniu strony alternatywnej.

To nie powstrzyma ani naszej aktywności, ani naszych żądań („Th e Jordan Times”

17.11.2011).

Wszystkie osoby, z którymi rozmawiałam, sprzeciwiały się upolitycznianiu ich walki. Pragną, jak wielokrotnie słyszałam, żyć ze swoimi dziećmi w spokoju we własnym kraju. Nie interesuje ich międzynarodowa polityka i nie chcą płacić życiem swoich rodzin za impas w kwestii palestyńskiej. Łączy je przede wszyst-kim strach o dzieci.

Jestem Jordanką. Chcą, żebym płaciła za sprawę palestyńską. Nie moim problemem jest rozwiązanie kwestii palestyńskiej. To nie jest mój problem. Moim problemem są moje dzieci (R33: 2011).

Spędziłam 30 lat, kursując między posterunkiem policji, ośrodkiem zdrowia, żeby zdo-być pozwolenie na pobyt, zaświadczenie z policji, dokumentację medyczną dla dzieci (R39: 2011).

Próbowaliśmy żyć w Egipcie, ale nie przyzwyczailiśmy się. Jesteśmy Jordańczykami, tutaj żyjemy, tutaj jest nasze miejsce (R40: 2011).

Takie odwołanie się do macierzyńskiej odpowiedzialności i poczucia sprawied-liwości – jak w przytaczanej już charakterystyce macierzyństwa upolitycznione-go opisała Pnina Werbner (2008: 115) – nie tylko zjednuje im sympatię opinii publicznej, ale i łączy osoby o odmiennym statusie materialnym i pochodzeniu.

Wspólnota doświadczenia jest tu ważniejsza od różnic, które je dzielą. Amman jest bardzo podzielony klasowo. Bywałam na spotkaniach nie tylko w prestiżo-wych i drogich dzielnicach miasta, ale także na dalekich, ubogich przedmieś-ciach. Nacisk na poczucie przynależności do wspólnoty narodowej pozwalał od-pierać zarzuty obcej ingerencji:

Jak ktoś pyta: „kto was wspiera? Kto daje wam pieniądze na to, co robicie?”, odpowia-damy: „nikt nam nie daje pieniędzy”. Nie jesteśmy bardzo biedne. Jesteśmy jak wszyscy Jordańczycy, zwyczajne. Nikt nam nic nie daje, wspieramy się wzajemnie. Jeśli jest samo-chód, używamy go. Jak idziemy na demonstrację, ty przynosisz wodę, ty papier, wspiera-my się nawzajem (R33: 2011).

Ciągle w rozmowach powraca motyw nierówności wobec prawa ze wzglę-du na płeć. Dlaczego rodzina mężczyzny ma prawo przynależeć do narodowej wspólnoty, a ich nie? To ogranicza ich fundamentalne prawa:

To jest kwestia praw człowieka. Mam prawo poślubić tego, kogo chcę. Podobnie jak męż-czyzna. Rosjankę, Europejkę, Brytyjkę czy Afgankę. I to jest jego prawo. Jesteśmy poko-jową grupą, mamy nasze prawa i znamy nasze prawa. Nie żebrzemy, domagamy się ich (R33: 2011).

Czy zdaniem moich rozmówczyń korzenie tej dyskryminacji tkwią w religii? Ich stosunek do islamu jest zróżnicowany. Przejawia się to m.in. w odmiennym po-dejściu do ubioru: kilka z nich ubiera się sportowo (dżinsy i t-shirt), ale wiele wybiera tradycyjny hidżab. Część przerywa spotkanie w trakcie wezwania na modlitwę, inne nie etc. Wszystkie rodziny, z którymi się spotykałam, pościły w ramadanie. Ze względu na fakt, że mój pobyt w Jordanii przypadał na okres postu, spotykałyśmy się najczęściej po lub na ift arze (kolacji ramadanowej).

Choć moje rozmówczynie w swoich zmaganiach najczęściej odwołują się do praw człowieka, to szukały także uzasadnienia dla swoich działań w przenika-jącej islam idei sprawiedliwości. Przytaczały fragmenty, które miały świadczyć o braku sprzeczności między ich walką a prawami płynącymi z religii, np. fakt, że kobieta ma wpływ na wybór męża, historię Zejda, adoptowanego syna Maho-meta. Młodsze osoby najczęściej podkreślały, że nie można mówić o obywatel-stwie, odwołując się do społeczeństwa VIII wieku. Wiele z nich modli się o oby-watelstwo, czerpie siłę ze swojej wiary:

Ja wierzę w Boga. Nigdy nie skrzywdzę nikogo. Myślę, że wiara w Boga czyni człowieka silnym. Co mi się stanie? Zabiją mnie? (R33: 2011).

Żaden duchowny muzułmański nie poparł jednak ich zmagań, choć w innych krajach arabskich, gdzie udało się wywalczyć równość w dostępie do obywatel-stwa, tak się zdarzało.

Dla wszystkich osób, z którymi się spotkałam, było to pierwsze doświad-czenie autonomicznej działalności politycznej. W takim kontekście, przy braku pewności i znajomości politycznych kuluarów, ciągle powracało pytanie o soju-sze, strategie dalszych działań. Obywatelstwo – a nie droga pośrednia, jak w za-prezentowanych powyżej programach – było najczęściej defi niowane jako cel, źródło bezpieczeństwa i obywatelskiej godności:

Prawa społeczne. Powiedzieliśmy im, nie chcemy praw społecznych. Nie chcę dzielenia moich praw na pół. Dasz mi połowę, a potem ja ci dam drugą połowę. Albo po pewnym

czasie powiesz, muszę ci jednak zabrać. Nie, nie chcemy praw społecznych. Jeśli otrzyma-my prawo społeczne, to znowu co z następną generacją. Nadal nie będą pełnoprawnymi obywatelami. I tak w kółko (R33: 2011).

Chcą nas w ten sposób uciszyć. Żeby na naszą sprawę nie zwracano już uwagi (R34:

2011).

Szukano poparcia wśród ludzi kultury i mediów. Padł pomysł zwrócenia się o mediację do starszyzny plemiennej grup, z których pochodzą:

Jesteśmy córkami plemienia i dzieje nam się krzywda (R33: 2011).

W związku z silnie zakorzenioną w społeczeństwie jordańskim fi gurą dobrego władcy liczono, że gdy petycja dotycząca sytuacji rodzin pozbawionych obywa-telstwa dotrze do króla Abdullaha II, uda się zmienić dyskryminujące je prawo (petycję przekazano podczas manifestacji 18 czerwca 2011 roku). Moje rozmów-czynie wiele nadziei wiązały też z nowelizacją konstytucji, gdy nie wprowadzono jednak zapisu o równości ze względu na płeć, która otwarłaby drogę do zmia-ny prawa, szukano usprawiedliwienia dla władcy w złym tłumaczeniu (język arabski króla wciąż nie jest doskonały) czy złej woli urzędników. Grupa, z którą współpracuję, nie przyłączyła się do opozycji, tłumacząc swą decyzję:

Oni są antysystemowi, a my chcemy być częścią tego systemu (R33: 2011).

Bezskutecznie podejmowano starania na rzecz powołania stowarzyszenia. Za każdym razem odrzucano wniosek, co było potężnym ciosem dla zaangażowa-nych osób. W uzasadnieniu decyzji Narodowego Rejestru Stowarzyszeń, mini-ster Dima Khleifat w iście ezopowym stylu podała, że aplikacja została odrzu-cona, „ponieważ prośba jest nieprzekonywająca, dopóki grupa nie dostarczy silnego uzasadnienia określonego przez reguły. Obywatelstwo jest kwestią poli-tyczną regulowaną przez Prawo o obywatelstwie i nie może zajmować się nim stowarzyszenie. W dodatku ich cele są niejasne, co nie pozwala na zaakceptowa-nie ich prośby”121. Jedna z kobiet-założycielek wyjaśniła, że wniosek był przygo-towywany przez prawnika, by nie uchybił żadnym wymogom formalnym.

Nie poddamy się, będziemy aplikować sto razy, jeśli będziemy do tego zmuszone.

Posiadanie stowarzyszenia jest naszym prawem. Nie łamiemy żadnych przepisów, chcemy tylko mieć zarejestrowaną organizację, żeby prowadzić działalność, tak jak inne organiza-cje w Jordanii (R33: 2011).

W mediach rozgorzała dyskusja. W dzienniku „Al Ghad” z 3 lipca pojawił się ar-tykuł Uniemożliwienie jordańskim kobietom powołania stowarzyszenia... dlacze-go?, który kończył się wezwaniem:

121 Materiały udostępnione przez grupę założycielską stowarzyszenia.

Narodowy Rejestr powinien dać jasną odpowiedź, dlaczego odrzucił aplikację. Kto za-decydował, czy przyczyny stojące za prośbą o rejestrację są słuszne czy nie („Th e Jordan Times” 7.07.2011).

Anonimowy urzędnik ministerstwa skomentował, że odmowa rejestracji stowa-rzyszenia zdarza się rzadko, zwykle gdy „aplikujący są ateistami”.

Jak możemy porównywać grupę ateistów do grupy jordańskich kobiet pragnących obywa-telstwa dla swoich dzieci? – pytał komentator „Al-Ghad” (tamże).

W takiej sytuacji zdecydowanego poparcia udzieliła im Organizacja Kobiet Arabskich. Jako niezależna grupa prowadząca kampanię pod nazwą „Moja mama jest Jordanką i mam prawo do jej obywatelstwa”, podejmują teraz dzia-łania w ramach AWO. Zostały też włączone do współtworzenia raportu alter-natywnego dotyczącego wdrażania CEDAW. Niespełna rok po dołączeniu do demonstracji na rzecz reform Nima Habashna wzięła udział w sesji ONZ, na której prezentowano politykę Haszymidzkiego Królestwa Jordanii dotyczącą równości płci. Raport przygotowany przez kobiece organizacje pozarządowe, szczegółowo przedstawiając konsekwencje braku obywatelstwa dla rodzin Jor-danek, wzywał do:

Wycofania zastrzeżeń wobec artykułu 9 Konwencji i nowelizacji Prawa o obywatelstwie, tak by zapobiec dyskryminacji między kobietami i mężczyznami w przekazywaniu oby-watelstwa dzieciom i małżonkom (Jordan Shadow NGO Report 2012: 25).

Moje rozmówczynie doskonale zdają sobie sprawę ze znaczenia międzynarodo-wej solidarności, która daje im – jak pisała Werbner – poczucie autonomii:

Potrzebujemy poparcia. Europy, Ameryki. Chcemy poparcia, presji na rząd. Małej presji na nich. Dostają fundusze na prawa kobiet. Naprawdę. Pytajcie, dlaczego te kobiety nie mają zagwarantowanych praw? (R33: 2011).

Analogicznym pomysłem były plany demonstracji przed biurami ONZ w Am-manie, żeby w nieco prowokacyjny sposób zwrócić uwagę agendy na swoją sy-tuację:

Chcemy ich prosić o status imigranta. Chcemy powiedzieć: nie jesteśmy obywatelami w naszym kraju. Pomóżcie nam! (R33: 2011).

Niecały miesiąc po powołaniu nowego rządu (2 maja 2012 roku), jedyna ko-bieta w tym gabinecie, Nadia Hashem, pełniąca funkcję Ministra Stanu ds. Ko-biet, spotkała się z matkami walczącymi o obywatelstwo dla swoich rodzin i or-ganizacjami je wspierającymi. Trudno w tej chwili ocenić, czy ten nowy urząd rzeczywiście skutecznie będzie służył wprowadzaniu strategii na rzecz równości płci, czy raczej jest jedynie działaniem PR-owym. Przeciętna długość kadencji jordańskich rządów rzadko pozwalała na prowadzenie długofalowej polityki.

Nadia Hashem uznała starania na rzecz złagodzenia skutków niesprawiedliwego

prawa za priorytet swojej politycznej misji. Ewentualne zmiany miałyby jednak zagwarantować jedynie prawa społeczne, gdyż przyznanie dzieciom Palestyń-czyków obywatelstwa oznaczałoby „utratę ich narodowej przynależności” („Th e Jordan Times” 31.05.2012). Uczestniczące w spotkaniu osoby powitały to zobo-wiązanie jako krok w dobrym kierunku, „jednak jako ruch kobiecy nie raz już otrzymywałyśmy zobowiązania, które nigdy nie ujrzały światła dziennego” (tam-że). „Nie jestem zdziwiona oświadczeniem pani minister w trakcie tego spotka-nia – dodała jedna z liderek AWO – gdyż wszystkie poprzednie rządy robiły to samo” (tamże). Dyrektorka IRC, Neermen Murad, zauważyła, że Jordania stała się tyglem kulturowym w regionie. Więcej kobiet wychodzi za mąż za Egipcjan niż Palestyńczyków, czas zatem na odpolitycznienie debaty o obywatelstwie.

„Przyznanie praw społecznych nie jest żadnym przywilejem, ale raczej naprawą błędu”. Wszystkie uczestniczki podkreśliły, że krok rządu we właściwym kierun-ku nie oznacza zaprzestania kampanii na rzecz pełnego dostępu do obywatelstwa („Th e Jordan Times” 31.05.2012).

Macierzyństwo stało się impulsem do wkroczenia w przestrzeń polityczną, gdzie do tej pory pojawiało się jedynie w znacznie zsymbolizowanej formie przy okazji Dnia Matki czy podobnych świąt. Odpowiedzialność za losy rodziny stała się nie tylko źródłem mobilizacji ponad społecznymi podziałami, ale także sym-patii szerszej opinii publicznej. Szybko też okazało się, że np. zmagania o wpi-sanie do konstytucji zakazu dyskryminacji ze względu na płeć przekraczają ho-ryzont doraźnych celów własnej grupy. Na spotkaniach rozmawiano o sytuacji kobiet rozwiedzionych, niskich alimentach, naciskach społecznych na kobiety, by rzuciły po ślubie pracę, o nierównościach społecznych.

Niedawno inna grupa jordańskich matek zaistniała w przestrzeni politycznej.

Rok po pierwszych protestach 150 kobiet zebrało się w Tafi li, by „dodać kobiecy głos do zdominowanego przez mężczyzn ruchu na rzecz reform” („Th e Jordan Times” 17.03.2012). Przewodziły im matki sześciu aresztowanych aktywistów opozycji demokratycznej. Występując w obronie swoich rodzin, żądały reformy społeczeństwa. Ich liderka, Um Ammar Qableen, oświadczyła:

Celem dzisiejszego marszu nie jest tylko domaganie się uwolnienia naszych synów, ale także wezwanie skierowane do rządu i króla, by wysłuchali żądań jordańskich kobiet na rzecz reform. Jordańskie matki, siostry i córki nie mogą siedzieć cicho i obserwować, jak szaleje korupcja, wolności są deptane, a ich synowie aresztowani za wyrażanie swoich po-glądów politycznych (tamże).

Powiązane dokumenty