Komentarz interpretacyjny. Interpretacjê powy¿sz¹ nale¿y opatrzyæ pewnym komentarzem. Otó¿ nie twierdzi siê tutaj, ¿e ca³e bogactwo moty-wów sk³adaj¹cych siê na chrzecijañsk¹ filozofiê cz³owieka sprowadza siê do tez (A12). Stawia siê natomiast hipotezê, i¿ proponowana wyk³adnia jest dopuszczaln¹ interpretacj¹ koncepcji natury ludzkiej z Nowego Testa-mentu. Chcia³bym objaniæ to pojêcie.
Trzeba odró¿niaæ historyczne pojêcie doktryny od systematycznego (lo-gicznego). Ka¿da doktryna w sensie historycznym stanowi wielowarstwowe i wielokierunkowe nagromadzenie rozlicznych interpretacji, jakie siê z bie-giem czasu pojawia³y czy pojawiaj¹. Wieloæ wyk³adni bierze siê przede wszystkim z przypisywania ró¿nym motywom rozmaitej wagi mylowej.
Doktryna w sensie systematycznym to efekt okrelonej hierarchizacji mo-tywów, w szczególnoci okrelonego ich podzia³u na g³ówne (niepomijal-ne) i poboczne (pomijal(niepomijal-ne). Rdzeñ wedle danej wyk³adni doktryny w sensie historycznym zawiera tylko motyw (motywy) g³ówne, dalsze jej sk³adowe uzupe³niaj¹ rdzeñ o motywy poboczne i pokazuj¹ zarazem, jak wysubtelnia to pierwotn¹ (grub¹) eksplikacjê motywów zasadniczych.
Mo¿na inaczej powiedzieæ, ¿e ka¿da interpretacja doktryny jako jednost-ki historycznej jest przekszta³ceniem jej w jak¹ jednostkê logiczn¹.
Z oczywistego faktu, ¿e zawsze mo¿liwych jest wiele interpretacji czego-kolwiek, wynika, i¿ przekszta³cenie to nigdy nie jest jednoznaczne, a wiêc,
¿e ka¿dej doktrynie w sensie historycznym odpowiada ca³a plejada mo¿li-wych interpretacji. Wyk³adnia mo¿liwa, która jest spójna wewnêtrznie, to interpretacja dopuszczalna. Odpowiednio, jest wiele interpretacji dopusz-czalnych ka¿dego tekstu czy koncepcji, bo wiele mo¿liwych jego (jej)
od-3Zauwa¿my, i¿ relacja preferencji pozwala tylko na uporz¹dkowanie wartoci, nie na porównywanie ró¿nic miêdzy nimi.
czytañ spe³nia warunek niesprzecznoci, pe³noci (nie pozostawia zbyt wiele obszarów tekstu interpretowanego nieinterpretowanymi), jasnoci itd.
Otó¿ wszystko, co (hipotetycznie tylko) twierdzê na temat koncepcji natury ludzkiej z Nowego Testamentu to to, i¿ ewangeliczny model cz³o-wieka jest jedn¹ z dopuszczalnych interpretacji tej koncepcji.
Motyw ludzki i motyw transcendentalny w chrzecijañstwie.
Natychmiastow¹ jednak konsekwencj¹ powy¿szej hipotezy jest to, ¿e mo-tyw transcendentalny jest w chrzecijañskiej filozofii cz³owieka w¹tkiem jeno rytualnym. Ta za konsekwencja na gruncie tego, co samo chrzeci-jañstwo i to bodaj we wszystkich swych odmianach mówi o sobie, zda-je siê byæ absolutnie, nie do przyjêcia. Mówi ono wszak, ¿e:
W³aciwy stosunek do Boga poprzedza ustanowienie w³aciwej mi³oci bliniego, bo kochaæ bliniego znaczy kochaæ w nim Boski pierwiastek jak to ujmuje jeden z filozofów prawos³awnych (Iwan Iljin). Czêsto powtarza siê, i¿ nakaz mi³oci bliniego wynika z godnoci, jak¹ cz³owiek posiad³ jako
dziecko Boga wobec tego separacja motywu ludzkiego od transcenden-talnego zdaje siê zgo³a dowodem nie¿yczliwoci interpretacyjnej.
Otó¿, moim zdaniem, wyk³adnia powy¿ej przedstawiona dziêki temu w³anie mo¿e aspirowaæ do miana ¿yczliwej interpretacji chrzecijañskiej koncepcji natury ludzkiej, ¿e w¹tek transcendentalny ca³kowicie pomija.
A oto szkicowa argumentacja przemawiaj¹ca za tym punktem widzenia.
Koncepcja cz³owieka zawarta w Ewangeliach bêdzie dalej poddana kry-tyce merytorycznej. Tym niemniej jest to wielka koncepcja, do dzi w³aci-wie odkrywcza i zas³uguj¹ca na w³aci-wielki respekt moralny. Natomiast zawar-ty w zawar-tych¿e Ewangeliach w¹tek transcendentalny na respekt taki jeli nie jestem w b³êdzie nie zas³uguje. Poniek¹d przeciwnie motyw trans-cendentalny likwiduje w³anie te wartoci, które niesie ze sob¹ w¹tek ludzki w chrzecijañstwie. ¯eby siê o tym przekonaæ, wystarczy potraktowaæ ów motyw transcendentalny Biblii w sposób kompletny i na serio. W sposób kompletny, to znaczy bior¹c pod uwagê pe³n¹ charakterystykê Boga bi-blijnego, a na serio znaczy, ¿e naprawdê teksty te traktujemy jako sa-crum, a to, co przedstawiaj¹, jako przedmiot wiary. To ostatnie poci¹ga miê-dzy innymi i to, ¿e zawieszamy relatywizacjê historyczn¹ kto wierzy w prawdy objawione, nie pyta, kto te prawdy spisa³, od jakich ówczesnych warunków kulturowych czy interesów spo³ecznych (na przyk³ad narodo-wych) treæ ich zale¿a³a, i tak dalej. Kto o takie rzeczy pyta i uzale¿nia od nich ocenê Biblii czy innych tekstów wiêtych, dowodzi, ¿e nie traktuje ich jako noników prawdy objawionej, a wiêc, ¿e traktuje je jak ka¿de inne teksty, a wiêc jako zwyczajne (niewiête).
79
O potrzebie modyfikacji etyki normatywnej Nowego Testamentu
Potraktujmy wiêc obraz Boga z Biblii powa¿nie, tak jak
traktowali-my obraz cz³owieka z Ewangelii. I có¿ widzimy?
Ja jestem Bogiem i nie ma innego, Bogiem, i nikogo nie ma, jak Ja.
Obwieszczam od pocz¹tku to, co ma przyjæ, I naprzód to, co siê jeszcze nie sta³o.
Mówiê: Mój zamiar siê spe³ni I uczyniê wszystko, co zechcê. [...]
Ledwie co wypowiem, ju¿ w czyn wprowadzone Ledwie myl powzi¹³em, ju¿ wykonana
Iz., 46, 912
Nie chcia³bym dotkn¹æ niczyich uczuæ religijnych, ale traktuj¹c tego typu teksty serio, widzi siê natychmiast, ¿e przedstawiaj¹ one wizerunek pysza³kowatego samodzier¿cy zachwyconego w³asn¹ potêg¹ i w³adz¹. Ob-raz taki móg³by przedstawiaæ jakiego cezara rzymskiego czy tyrana per-skiego albo cara Wszechrosji ale nie przystoi Ojcu Chrystusa. I rzecz nie jest do wyjanienia wzglêdami historycznymi, bo na ten sposób ar-gumentacji wyznawcy tezy o wiecznoci wartoci nie mog¹ sobie przecie¿
pozwalaæ. Jest to tekst z Pisma w. chrzecijañstwa. I ten to tekst przed-stawia Boga pe³nego czysto ludzkich przywar. A rzecz nie ogranicza siê by-najmniej do przywar. Albowiem obraz Boga, jaki ujawnia Biblia raz jesz-cze: jeli tylko potraktowaæ te teksty powa¿nie jest zgo³a zaprzeczeniem wielkich wartoci moralnych, jakie wnios³a nauka Jezusa z Nazaretu. Bóg jest przecie¿ zawistnikiem, skoro zakazuje ludziom zrywania owoców z drzewa poznania dobra i z³a. I to bezwzglêdnym, skoro z³amanie zaka-zu (notabene przez kobietê...) ze zwyk³ej ludzkiej ciekawoci z której zreszt¹ wszystko, co cz³owiek stworzy³ wartociowego, koniec koñców siê wywodzi przynosi natychmiastow¹ karê do¿ywotnich robót dla ca³ej ludzkoci. A przy tym mciwym, skoro zwyk³e ludzkie niegodziwoci wy-wo³a³y odwet tak przera¿aj¹cy:
A potop trwa³ na ziemi czterdzieci dni [...]. Wszystkie istoty poruszaj¹ce siê na ziemi z ptactwa, byd³a i innych zwierz¹t i z wszelkich jestestw, których by³o wielkie mnóstwo na ziemi, wyginê³y wraz z wszystkimi lud-mi. Wszystkie istoty, w których nozdrzach by³o o¿ywiaj¹ce tchnienie ¿y-cia, wszystkie, które ¿y³y na l¹dzie, zginê³y. I tak Bóg wygubi³ doszczêt-nie wszystko, co istnia³o na ziemi, od cz³owieka do byd³a, zwierz¹t pe³-zaj¹cych i ptactwa powietrznego; wszystko zosta³o doszczêtnie wytêpione z ziemi. Pozosta³ tylko Noe i to, co z nim by³o w arce.
Rdz. 7, 1723
Bóg wygubi³ doszczêtnie wszystko.... Wiêc te nieumiej¹ce ust nawet otworzyæ do grzechu niemowlêta równie¿ Wszechmocny wymordowa³? Ale¿
to ludobójstwo, i to takie, z którym nie równaæ siê najwiêkszym ludzkim tyranom! Jak w ogóle mo¿na zestawiaæ w jednej i tej samej doktrynie ko-go, kto na o³tarzu mi³oci do ludzi sk³ada w³asne ¿ycie, ze sprawc¹ roz-mylnego, totalnego mordu na rodzaju ludzkim? Oczywicie, zawsze mo¿-na powiedzieæ, ¿e Bóg jest w istocie swej nieskoñczenie dobry, a tylko my nie jestemy w stanie poj¹æ, jak to mo¿liwe wobec czynów, jakich siê do-puszcza wedle Biblii. Temu, ¿e zdaje siê nam, i¿ jest on istot¹ moralnie niegodziw¹, winne maj¹ byæ nasze, ludzkie ograniczenia. Ale ogranicze-nia te jako nie obowi¹zuj¹, kiedy mamy wynosiæ Boga, obdarzaj¹c go mia-nem mi³osierdzia najwy¿szego. Do tego, ¿eby powiedzieæ tak, mamy do-statecznie wiele rozumu, nie dorastamy ponoæ tylko do tego, by powiedzieæ
nie. Zabieg ten, niezale¿nie od najlepszych mo¿e intencji nim kieruj¹-cych, polega na tym, by na przekór najbardziej elementarnej wra¿liwoci moralnej uzasadniæ uczucie podleg³oci wobec kogo, kto reprezentuje naj-gorsze cechy ludzkie ¿¹dzê w³adzy, mciwoæ, okrucieñstwo i to w roz-miarach nieznanych ludzkiej historii. Niezale¿nie tedy od intencji funkcj¹ spo³eczn¹ tego rodzaju t³umaczeñ jest to, by odebraæ ludziom odwagê po-wiedzenia despocie, ¿e jest despot¹, by pogwa³ciæ sens s³ów. Jak widaæ, no-womowa jest bardzo starym wynalazkiem. Mo¿na by nawet s¹dziæ, ¿e wspó³czesne wcielenia nowomowy pozostaj¹ w tyle za swym biblijnym pier-wowzorem. W istocie, czy mo¿na dokonaæ wiêkszego gwa³tu na naszym poczuciu moralnym i/lub na naszym jêzyku ni¿ wówczas, kiedy ka¿e siê nam nazywaæ dobroci¹ nieskoñczon¹ mordercê dzieci z poczêtymi a nie-narodzonymi w³¹cznie wszystkich ras, klas i nacji?
Takie s¹ tedy najbardziej oczywiste konsekwencje potraktowania w spo-sób kompletny i na serio motywu transcendentalnego w myli chrzecijañ-skiej. Zaiste, kto chce przydaæ tej koncepcji wielk¹ donios³oæ w kszta³to-waniu naszej wiadomoci moralnej a przecie¿ donios³oæ tê wykazywa³a ona i wykazuje w sposób niezaprzeczalny ten musi pomin¹æ w¹tek Bo-ski jako (krwawe) banie, które z czysto historycznych powodów obci¹¿y³y tradycjê chrzecijañsk¹ i które stanowi¹ dzi tradycjê czysto rytualn¹.
Wszystko, co dobrego wnios³o chrzecijañstwo do kultury europejskiej, wy-nika z prawdy o cz³owieku, jak¹ zawdziêczamy Jezusowi z Nazaretu. Ciem-ne strony chrzecijañstwa wynika³y li tylko z ziemskiego interesu
Kocio-³a, który powo³ywa³ siê na Boga transcendentalnego. I na to tylko
powo-³ywaæ siê móg³: ofiara Chrystusa nie legitymizowa³a d¹¿enia Kocio³a do rz¹du dusz, skryta groza otaczaj¹ca imiê Samow³adnego, owszem. W isto-cie, w³anie ¿yczliwa interpretacja antropologii chrzecijañskiej wymaga, by pomin¹æ motyw transcedentalny.
81
O potrzebie modyfikacji etyki normatywnej Nowego Testamentu
Pominiêcie to nie poci¹ga ani negacji sensownoci problematyki istnie-nia Boga, ani zaprzeczeistnie-nia poznawczym walorom teologii. Co do pierw-szej sprawy: Bóg poza tym, ¿e ma jaki stosunek do ludzi, jest absolutem.
A to dla metafizyki kluczowa kategoria. W koncepcji metafizycznej rozwi-janej gdzie indziej przez podpisanego absolut jest zgo³a niezbêdnym i pod-stawowym sk³adnikiem rzeczywistoci4. Ale te¿ idzie o absolut, nie o Boga, którego obdarza siê ludzkimi przymiotami. Co do sprawy drugiej: jak sta-ra³em siê gdzie indziej pokazywaæ5, teologia akurat jest bliska naukom hu-manistycznym pewnego typu. Bo te¿ naukowy charakter danych
rozwa-¿añ nie zale¿y od ich treci, lecz od metody.