• Nie Znaleziono Wyników

1. Kazimierz Œlêczka jest autorem wielu wa¿nych tekstów filozoficz-nych, spoœród których Feminizm jest niew¹tpliwie dzie³em najwybitniej-szym i najdonioœlejnajwybitniej-szym. Jego problematyka jest doœæ odleg³a od tej, któr¹ zamierzam podj¹æ w tym artykule. Niech mi bêdzie jednak wolno kilka s³ów na jej temat (w tym w³aœnie miejscu) powiedzieæ. Donios³oœæ tej ksi¹¿ki jako pierwszego w polskiej literaturze obszernego i systematycznego wprowa-dzenia w problematykê jednego z najdonioœlejszych zjawisk spo³ecznych, kulturowych, politycznych wspó³czesnego œwiata — jest oczywista. Specy-fika problematyki (a i rozliczne zwi¹zane z ni¹ emocje) mo¿e przes³aniaæ inny (g³êbszy, ale zarazem — trudniej uchwytny) wymiar tego dzie³a. Jest ono znakomitym, powiedzia³bym nawet: wzorcowym, przyk³adem analizy ideologii. Analizy ¿yczliwej, ale i krytycznej zarazem; precyzyjnej i dosko-nale uporz¹dkowanej. W filozoficznej (metodologicznej) warstwie tego dzie³a splot³y siê — w niezwykle, moim zdaniem, udany i twórczy sposób — tra-dycje analityczne szko³y lwowsko-warszawskiej, w której krêgu K. Œlêcz-ka kszta³ci³ siê w filozoficznym rzemioœle, oraz tradycja dialektyczna: Mar-ksa i Lukácsa, któremu tyle uwagi poœwiêci³ i jako badacz (przypomnijmy rozprawê o Geschichte und Klassenbewusstsein, która dawa³a niezwykle

133

Györgya Lukácsa ontologia historyczna globalizacji

klarowny obraz tego owianego — w swoim czasie — legend¹, kontrower-syjnego, ale ma³o analizowanego — w rzeczowy i spokojny sposób —

dzie-³a), i jako t³umacz.

A t³umaczem jest Œlêczka znakomitym. Po pierwsze: jest t³umaczem z trzech jêzyków: niemieckiego, angielskiego i wêgierskiego. Po drugie: jest t³umaczem, który znakomicie — z lekkoœci¹ i swad¹ — w³ada jêzykiem pol-skim (co bynajmniej nie jest wœród t³umaczy uniwersaln¹ regu³¹). Po trzecie:

jest t³umaczem niezwykle rzetelnym. Niech mi bêdzie wolno w tym miej-scu wróciæ pamiêci¹ do drugiej po³owy lat siedemdziesi¹tych, kiedy to K. Œlêczka rozpoczyna³ pracê t³umaczeniow¹ nad Lukácsa Wprowadzeniem do ontologii bytu spo³ecznego. Kolejne fragmenty t³umaczenia by³y przed-miotem dyskusji — i merytorycznej, i translatorskiej. Dyskusji, które by³y niezwykle pouczaj¹ce dla uczestników seminaryjnych zebrañ kierowane-go ówczeœnie przez niekierowane-go Zak³adu i które, myœlê, jakoœ mu te¿ w tej ¿mud-nej i trud¿mud-nej robocie pomaga³y. Dla kompletnoœci obrazu dodajmy, ¿e ma-szynopisy t³umaczenia by³y powielane, co znakomicie u³atwia³o nasze dys-kusje.

Losy przet³umaczonego przez Œlêczkê dzie³a mog³yby daæ asumpt do filozoficznych (w potocznym, ale i akademickim sensie tego s³owa) reflek-sji: jego ukazanie siê wzbudzi³o rezonans doœæ ograniczony... Z³o¿y³o siê na to kilka przyczyn. Najwa¿niejsz¹ z nich by³ prze³om roku 1989 (a wiêc cztery lata po ukazaniu siê ostatniego tomu Ontologii): filozofia nawi¹zu-j¹ca do Marksa znalaz³a siê na niemal niewidocznym marginesie (dopiero w ostatnich kilku latach coœ siê zaczê³o zmieniaæ: gdy doros³o pokolenie, które mo¿e siêgaæ swobodnie do marksizmu — bez zajmowania siê w³asn¹ biografi¹). Inn¹ by³y gigantyczne rozmiary Ontologii: prawie 2 500 stron (co prawda charakterystycznych dla BKF-u — niezbyt wielkich, ale jed-nak). I gdyby jeszcze liczba stron odpowiada³a bogactwu myœlowemu dzie³a.

Niestety — trzeba to jasno i wyraŸnie powiedzieæ — Wprowadzenie do on-tologii bytu spo³ecznego jest dzie³em ogromnie przegadanym, pe³nym po-wtórzeñ, wielokrotnych cytowañ tych samych fragmentów… Krótko mó-wi¹c: dzie³em niezwykle uci¹¿liwym w lekturze (swoj¹ drog¹, jakim¿ mu-sia³o byæ w t³umaczeniu?!). Zaiste, trudno dziwiæ siê brakowi szerszej jego recepcji.

Uwa¿am jednak, ¿e zawartoœæ myœlowa tego dzie³a jest interesuj¹ca.

Na tyle interesuj¹ca, ¿e uzasadniaj¹ca podjêcie wysi³ku wydobycia z tego prawdziwego „oceanu s³ów” idei, nad którymi warto by³oby dalej pracowaæ.

I to nie (wy³¹cznie) z powodów historyczno-filozoficznych, ale tak¿e — sys-tematycznych.

2. Jak podaje Jan Aart Scholte (autor interesuj¹cej ksi¹¿ki nt. globa-lizacji — tak¿e przet³umaczonej przez K. Œlêczkê, tym razem z jêz.

angiel-skiego), „czasownik »to globalize« [...] pojawi³ siê w latach czterdziestych ubieg³ego wieku [...] [a], s³owo »globalization« [...] ujrza³o œwiat³o dzienne w 1959 roku, a do s³ownika wkroczy³o dwa lata póŸniej”1. Wszelako jako

„celowo przykrojone narzêdzie badawcze, pojêcie czegoœ »globalnego« po-jawi³o siê prawie równoczeœnie i niezale¿nie od siebie w kilku dziedzinach badañ akademickich mniej wiêcej we wczesnych latach 80. ubieg³ego wie-ku”2. Nie ulega wiêc w¹tpliwoœci, ¿e jeszcze w drugiej po³owie lat szeœædzie-si¹tych, gdy Lukács pisa³ sw¹ Ontologiê, s³owo „globalizacja” by³o u¿ywa-ne raczej z rzadka, a z pewnoœci¹ nie mia³o charakteru kategorii teore-tycznej i has³a ideologicznego zarazem, które zyska³o póŸniej: gdzieœ na prze³omie stuleci. Jest te¿ ³atwe do sprawdzenia (dziêki niezwykle precy-zyjnemu Skorowidzowi rzeczy, w który t³umacz wyposa¿y³ Ontologiê), ¿e w dziele Lukácsa pojêcie „globalizacji” (ani ¿adne pokrewne) siê nie poja-wia (w zasadzie — okazjonalnie, albowiem przymiotnik „globalny” wy-stêpuje jako synonim s³owa „ca³oœciowy” lub zbli¿onych; nie ma to jednak wiêkszego znaczenia). Czy¿ wiêc jest sens mówiæ o jakiejœ „ontologii globa-lizacji”, której autorem mia³by byæ Lukács? Tytu³ niniejszego eseju zawie-ra wyzawie-raŸn¹, pozytywn¹ odpowiedŸ na to pytanie. Jej uzasadnieniem bê-dzie ca³y tekst. Apeluj¹c do cierpliwoœci ³askawego Czytelnika, chcia³bym w tym miejscu poczyniæ kilka uwag wstêpnych dotycz¹cych tego pytania.

Przede wszystkim trzeba przypomnieæ rzecz dla filozofów oczywist¹:

czym innym jest s³owo, czym innym — pojêcie (czy, tym bardziej, katego-ria teoretyczna). Zale¿noœæ bywa w obie strony niejednoznaczna: to samo pojêcie bywa oznaczane ró¿nymi s³owami, a odmienne pojêcia bywaj¹ wy-ra¿ane tym samym s³owem. W przypadku Lukácsa: nie u¿ywa on s³owa

„globalizacja”, ale zajmuje siê procesami, które wspó³czeœnie pod t¹ nazw¹ bywaj¹ analizowane. Uwa¿am, ¿e jest to wystarczaj¹ce uzasadnienie dla sformu³owania u¿ytego w tytule niniejszego tekstu.

Pragn¹³bym te¿ od razu na wstêpie zadeklarowaæ, i¿ lukácsowskiej on-tologii globalizacji nie uwa¿am za (li tylko — bo oczywiœcie tak te¿, rów-nolegle, mo¿na na ni¹ spojrzeæ) ciekawostkê historyczn¹. Przeciwnie,

uwa-¿am, i¿ mamy tu do czynienia z koncepcj¹ znacznie g³êbsz¹ i maj¹c¹ so-lidniejszy fundament teoretyczny ni¿ wiele modnych koncepcji wspó³cze-snych. Ta bardzo pozytywna, z pe³nym przekonaniem sformu³owana, opi-nia wymaga — niestety — pewnego ograniczeopi-nia. Uwa¿am, ¿e g³êbia (czy te¿ p³ytkoœæ) pewnej perspektywy teoretycznej to jedno, a starannoœæ (czy te¿ niestarannoœæ) opracowania pewnej koncepcji dan¹ perspektywê zak³a-daj¹cej — to dwa, wzglêdnie co najmniej niezale¿ne, atrybuty produktu pracy intelektualnej: bywaj¹ koncepcje opracowane starannie, ale p³ytkie;

1J.A. S c h o l t e: Globalizacja. Sosnowiec 2006, s. 55.

2Tam¿e, s. 56.

135

Györgya Lukácsa ontologia historyczna globalizacji

bywaj¹ te¿ g³êbokie, choæ przedstawione byle jak. Lukácsowska ontologia globalizacji jest, powtórzê, koncepcj¹ g³êbok¹. Niestety, jakoœæ jej opraco-wania pozostawia wiele do ¿yczenia. Na tyle du¿o, i¿ nie da siê tu przed-stawiæ rekonstrukcji tej koncepcji w takiej postaci, która by w zadowalaj¹-cym stopniu spe³nia³a akceptowane przeze mnie (a maj¹ce swe korzenie we lwowsko-warszawskiej tradycji) metodologiczne standardy. Jest to za-ledwie pierwszy krok w tym kierunku. Mam nadziejê, ¿e bêd¹ i dalsze.