• Nie Znaleziono Wyników

Próba udzielenia odpowiedzi na pytanie o to, czym jest dla niego rzeczywistość, prowadzi Miłosza do przekładu twórczości kalifornijskiego poety Robinsona Jef-fersa, którego poezją zainteresował się w Berkeley pod koniec lat sześćdziesiątych, między innymi pod wpływem znajomości z Williamem Eversonem (bratem An-toninusem), poetą ze środowiska beatników, uczniem i duchowym spadkobiercą Jeff ersa. Praca nad twórczością poety inhumanizmu zbiegła się w czasie ze stu-dencką rewoltą z roku 1968, obserwowaną przez Miłosza z rezerwą, ale i niepo-kojem, i znalazła swój wyraz nie tylko w stosunkowo dużej liczbie przełożonych wierszy (włączonych najpierw do Gucia zaczarowanego, potem do Ogrodu nauk), lecz także w Widzeniach nad Zatoką San Francisco, w których Jeff ers jest jednym z głównych bohaterów. Miłosz cytuje tam jego Kres kontynentu, do niego też zwraca się w wierszu Do Robinsona Jeff ersa, jedynym własnym tekście poetyckim włączonym do tego tomu.

Alan Soldofsky w obszernym studium na temat dialogu Miłosza z Jeff ersem79 powiada, że to dzięki „urodzonemu na Litwie polskiemu poecie” kalifornijski in-humanista znalazł się na powrót w orbicie poważnego zainteresowania czytelni-ków poezji w Stanach Zjednoczonych, chociaż poglądy tych poetów na miejsce człowieka w historii, wobec Natury i wobec Boga są diametralnie różne i praw-dopodobnie uniemożliwiłyby im porozumienie. Z jednej strony mamy katolika--manichejczyka, który widzi w naturze bezduszny, obojętny wobec cierpienia żywioł i stara się odkrywać pierwiastek boski, z drugiej – antychrześcijańskiego panteistę, wyznającego wielkość Natury odradzającej się w nieskończonym cyklu powrotów, w których człowiek jest tylko drobiną skazaną na podporządkowanie się prawom przyrody80. Leonard Nathan i Arthur Quinn ujmują te różnice na tle wieloplanowej Miłoszowskiej wizji Ameryki w Widzeniach…, używając

afo-78 Tamże, s. 10.

79 A. Soldofsky, Th e Nature and the Symbolic Order. Th e Dialogue between Czeslaw Milosz and Robinson Jeff ers [w:] Robinson Jeff ers. Th e Dimensions of the Poet, red. R. Brophy, Fordham University Press, Fordham 1995, s. 177–203.

80 Tamże, s. 179.

rystycznego skrótu: „Wybór u Miłosza nigdy nie jest wyborem idei, światopoglą-dów czy fi lozofi i: to zawsze jest wybór ludzi. […] w małym świecie Widzeń…

jest to wybór pomiędzy samym Miłoszem a wielkim, zapomnianym Robinsonem Jeff ersem”81. Miłosz „wybiera siebie”, dokonując – jak dowodzi Soldofsky – ideo-logicznego prze-czytania Jeff ersowskiej wizji natury82, by wypunktować własne stanowisko, stanąć „po stronie ludzi, z braku czegoś lepszego”83.

Najdobitniej ten wybór zadeklarował poeta w zakończeniu wiersza Do Robin-sona Jeff ersa84, gdzie antropomorfi czna naiwność wierzeń „słowiańskich poetów”, ich przedłużane z wieku na wiek dzieciństwo, tęsknota „do królestwa, które zawsze blisko, zawsze tuż-tuż”, oczekiwanie na pojawienie się aniołów, przeciwstawione zostają nieludzkiej wizji przerażających żywiołów, świata z bazaltu i granitu, nad którym unosi się „drapieżny ptak”, gdzie rządzą demony. „O, te pociechy śmiertel-nych, wierzenia daremne!” – na wpół wzdycha, na wpół ironizuje słowiański poe-ta wobec porównania grozy skalnego, oceanicznego pejzażu, gdzie „z orszakiem umarłych nadciąga Hekate”, ze światem „stecek w sadach,/ nieuczonego chóru i jarzeń monstrancji,/ grządek ruty, pagórków nad rzekami”. W zakończeniu wier-sza to owej łagodnej naiwności przyznaje Miłosz rację, mówiąc, że wzywanie opie-ki „przeciwko niemej i przebiegłej sile” jest lepsze, niż „oznajmiać nieczłowieczą rzecz”. Dlaczego? Poeta mówi tylko: „A jednak nie wiedziałeś, co wiem. Ziemia uczy/ więcej niż nagość żywiołów. Nie daje się sobie/ Bezkarnie oczu boga”.

Słowiański poeta podtrzymuje opinię, że podobnie jak „kwiaty są dane żucz-kom na mieszkanie” (por. Przy piwoniach z cyklu Świat), tak świat jest dany czło-wiekowi, dlatego słońce ma ludzką twarz, którą należy rzeźbić na spojeniu krzyża, przyzywając boskiej pomocy. Ryzykując posądzenie o naiwność i sentymentalizm, Miłosz opowiada się za czułością wobec człowieka i kondycji ludzkiej, bezradnej, przeciwstawionej żywiołom świata naturalnego i żywiołom historii. Na margi-nesie uwag o Jeff ersie w Roku myśliwego Miłosz zapisuje bezpośrednią polemikę z wierszem Kalifornijczyka Pożar w górach, przedstawiającym majestatycznego orła na leśnym pogorzelisku. Utwór kończy się słowami: „I myślałem, gorzko, ale całym sobą,/ Że zniszczenie, które przynosi orła z nieba, jest lepsze niż litość”.

Miłosz replikuje: „Nieprawda, litość jest lepsza niż zniszczenie, choćby wspaniałe.

Jeśli w ten sposób składamy dowód naszych upodobań demagogicznych i senty-mentalnych, to trudno. Tylko ludzie. Mali. Owadki”85. Znowu przychodzi tutaj na myśl Traktat poetycki; druga część utworu, Stolica, kończy się zapowiedzią

nadcią-81 L. Nathan, A. Quine, Th e Poets Work. An Introduction to Czeslaw Milosz, Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts, London 1991, s. 7.

82 A. Soldofsky Th e Nature and the Symbolic Order..., s. 197–202.

83 C. Miłosz, Widzenia nad Zatoką San Francisco, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2000, s. 176–186.

84 Por. Widzenia nad zatoką..., s. 96–97.

85 C. Miłosz, Rok myśliwego, Znak, Kraków 1991, s. 72.

gającego kataklizmu, z którym, nic o tym nie wiedząc, będą musieli się zmierzyć

„mała kurewka i robotnik z Tamki”. U Miłosza litość i czułość dla pojedynczego losu zdecydowanie przeważa nad oczekiwaniem najpiękniejszego choćby orła86.

Tadeusz Sławek, rekonstruując myślenie Miłosza o spotkaniu człowieka ze światem, pisze o jeszcze innym aspekcie tej dramatycznej konfrontacji:

Język natury nie jest językiem człowieka i w czasie krótkiego pobytu na świecie człowiek,

„jednodniowy mistrz” (Traktat teologiczny, cz. 16), podejmuje trud zrozumienia jej nie-pojętej wypowiedzi. Kultura jest zawsze głęboko ułomnym dziełem tłumaczącym to, co mówi świat-gospodarz człowiekowi, który gości pod jego wysoko sklepionym i wiatrem podszytym dachem87.

Temu niepojętemu, niezrozumiałemu językowi natury przeciwstawia człowiek język sztuki, by chroniła przed nieludzkością, stawiała jej opór – by nie poddać się prawom nakazującym zwycięstwo silniejszym, a śmierć słabszym, by sprzeciwić się zasadom księcia tego świata. Losem człowieka – początkiem człowieczeństwa, jak pisze Sławek – jest niezgoda na świat taki, jaki nam się jawi, próba opiera-nia się mu przez przeżywanie swojego losu „między nieubłaganą twardością ba-zaltu i granitu a ustępliwością płótna, na którym rozgrywa się dramat barwnych plam”88. Gest artysty byłby więc heroicznym ruchem ku światu, nawet w poczuciu jego niepojętności i grozy. Pisząc o nieludzkiej fi lozofi i Jeff ersa wyrażonej w jego poezji, Miłosz podkreśla cechę tej poezji, którą jest ukierunkowanie na zewnątrz, przeciwko introspekcji i autoteliczności człowieka, a ku opisowi świata. Posługuje się argumentem wywiedzionym z myślenia o relacji twórcy i świata, któremu sam daje wyraz w wierszu Do Robinsona Jeff ersa, a także wielu innych: kalifornijski krajobraz wybrzeża Pacyfi ku musiał rodzić takie wizje, ponieważ „domaga się ofi ar”. Część twórczości Jeff ersa (np. dramaty poetyckie, których nie tłumaczył, uznawszy je za nieprzydatne) Miłosz określa mianem osobistych gestów obrony przed nieludzkością świata natury89.

Robert Zaller, redaktor książki o Jeff ersie, w której znalazł się też szkic au-torstwa Miłosza, zdumiewa się wyrażonym tu połączeniem podziwu i absolutnej niezgody ideologicznej90. W zrozumieniu fascynacji polskiego poety może pomóc przegląd przetłumaczonych wierszy. Najsłynniejszym przekładem jest wiersz

Ko-86 Por. C. Miłosz, Traktat poetycki z moim komentarzem..., s. 51.

87 T. Sławek, Miłosz, czyli o chrześcijaństwie [w:] Poznawanie Miłosza 3, red. A. Fiut, Wydawni-ctwo Literackie, Kraków 2011, s. 59.

88 Tamże, s. 61. Sławek cytuje w tym kontekście wiersz Miłosza Na próżno: „Zwróciłem się do przeciw-Natury, czyli do sztuki,/ Żeby z innymi budować nasz dom z dźwięków/ Muzyki, barw na płótnie i rytmów mowy”.

89 C. Miłosz, Ogród nauk..., s. 262.

90 R. Zaller, Introduction [w:] Centennial Essays for Robinson Jeff ers, red. R. Zaller, Associated University Presses, Cranbery 1991, s. 12. Zamieszczony w tym zbiorze szkic Miłosza Robinson Jeff ers [s. 268–274] jest anglojęzyczną wersją rozdziału Carmel z Widzeń nad Zatoką San Francisco.

chaj dzikiego łabędzia, poświęcony niewspółmierności dążenia i celów artysty – wyznanie pragnienia i niemocy, o którym sam tłumacz powiedział, że mógłby go przyjąć za motto całej swojej twórczości. W przedmowie do Roku myśliwego, przytaczając ów wiersz, Miłosz pisze:

Młodociane marzenia o wyprawach „na tropie przyrody” nie spełniły się, a jednak zo-stałem myśliwym, choć innego rodzaju: moją zwierzyną był cały świat widzialny i życie poświęciłem próbom uchwycenia go słowami czy też trafi enia go słowami91.

Autor Kochaj dzikiego łabędzia jest dla Miłosza – o czym z braku odpowied-niego kontekstu nie mówi, w rzetelnej skądinąd, analizie Soldofsky – poetą, który bez strachu mierzy się z materią rzeczywistości, nie cofa się przed ryzykiem.

Skromny wiersz, który Miłosz – jak sam powiada – chętnie przyjąłby za mot-to twórczości, jest inscenizacją sytuacji poety stającego wobec ziemi nieobjętej w swoim bogactwie. Nie ma tutaj wielkich, dzikich pejzaży – przeciwnie: mowa o delikatnych i drobnych elementach świata przyrody, w języku angielskim nawet delikatniejszych i drobniejszych niż w przekładzie. W oryginale czytamy o łuku źdźbła trawy (po polsku: „falista linia trawy”), o nastroszonym gardle ptaka, który przycupnął na gałązce (po polsku: „ptak, co się stroszy”). Przemożna siła świata Natury jest tu, paradoksalnie, zaznaczona cieniutką kreską naszkicowanych de-tali. Przesłanie jest jasne: blade kredki poety nie uchwycą nawet tego, co małe i skromne, a cóż dopiero prawdziwej potęgi i majestatu. Każdy detal świata natury, każde źdźbło trawy, jest nieskończonością.

Wiersz ma formę dialogu. W oryginale głos, który odpowiada żalącemu się poecie – nie wiadomo, do kogo należący – jest wyrazistszy niż w przekładzie, udziela ostrzejszej nagany: Th is wild swan of a world is no hunter’ s game/ Better bullets than yours would miss the white breast… (dosł. „Ten dziki łabędź świata nie jest zwierzyną łowną/ Lepsze kule niż twoje chybiłyby białej piersi”) – na dzikiego łabędzia świata po prostu się nie poluje, jest całkowicie poza zasięgiem myśliwych;

pytanie Does it matter whether you hate your… self? (dosł. „Czy ma to znaczenie, że nienawidzisz samego… siebie?”), jest zarazem sugestią, że self – jaźń, podmio-towość – nie ma znaczenia i uczucia wobec niej są bezpodstawne, to nie siebie trzeba nienawidzić lub kochać. Jeff ers zaprzecza wadze elementu intelektualno-duchowego w człowieku, unieważnia wszelki psychologizm, a jego zachęta, by kochać zmysły, dzięki którym można chłonąć świat, pobrzmiewa panteistycznym wezwaniem do roztopienia się w świecie natury. Nie człowiek jest ważny, nie ar-tysta i jego warsztatowe kłopoty są ważne. Miłosz łagodzi to przesłanie, wpisując wiersz Jeff ersa w swoje poszukiwanie dostępu do świata. W przekładzie głos od-powiadający twórcy uspokaja go, wskazując na większych od niego, którzy także próbowali i nie zdołali dosięgnąć łabędzia: „Lepsze kule niż twoje w białą pierś

91 C. Miłosz, Rok myśliwego..., s. 6.

godziły”. Lektura oryginału prowadzi raczej w hipotetyczną przyszłość, zwiększa-jąc wrażenie samotności myśliwego: Better bullets than yours would miss the white breast – kule lepsze od twoich także nie trafi łyby w tę białą pierś.

Analiza Miłoszowskich przekładów Jeff ersa, uwzględniająca wybór utworów i komentarze do jego twórczości, wymaga osobnego studium, które mogłoby zweryfi kować i uzupełnić dotychczasowe ustalenia. Wydaje się jednak, że Mi-łosz, budując w swoich przekładach i komentarzach obraz Jeff ersa, czerpie przede wszystkim z podejmowanego przez Kalifornijczyka heroicznego wysiłku opisa-nia świata. W wierszu Statki we mgle padają w przekładzie Miłosza takie słowa:

„Wszelkie sztuki bledną/ Wobec istotnej rzeczywistości/ Stworzeń zajętych swoi-mi sprawaswoi-mi pośród równie/ Poważnych żywiołów natury”92. Nawet jeśli sam Mi-łosz mocował się z wyrażeniem innego niż Jeff ers świata, podziwiał bezkompro-misowość kalifornijskiego poety: „Chciał powiedzieć jak najwięcej i jak najjaśniej, żeby czytelnicy wiedzieli, za czym stoi i przeciw czemu” – czytamy w komentarzu do przekładów w Ogrodzie nauk93. Dlatego, jak sądzę, na swojego sprzymierzeńca Miłosz nie wybrał Stevensa, lecz właśnie samotnika z Tor House.