• Nie Znaleziono Wyników

Na początku szkicu pod znamiennym tytułem Gorliwość tłumacza Miłosz pisze:

Dobry przekład jest czymś cennym i rzadkim, zostaje w historii języka i wpływa na ję-zyk nie mniej, czasem nawet więcej niż utwory mające prawo pierworództwa. Zważywszy na odpowiedzialność, należałoby dziesięć razy zastanowić się przed każdą decyzją tłuma-czenia i rozważyć zawczasu wszystkie, nieraz niemożliwe do pokonania, trudności. Takie postępowanie byłoby jednak sprzeczne z higieną pracy umysłowej, która wymaga pewnej beztroski i zmysłu hazardu. To znaczy trzeba chcieć wykonać rzecz możliwie najlepiej, ale zakładając, że wynik będzie mniej szczęśliwy albo bardziej. W przeciwnym wypadku byli-byśmy winni lenistwa z nadmiaru skrupułów, bo za każdym prawie razem już po zaczęciu roboty mówimy sobie: „W co ja zabrnąłem!”27

25 Nie jest zresztą całkowicie jasne, w jaki sposób powstawał tekst tych przypisów i którą z wer-sji: angielską czy polską, należy traktować jako oryginalną.

26 C. Miłosz, Poezja amerykańska [w:] tegoż, Kontynenty..., s. 407.

27 C. Miłosz, Gorliwość tłumacza [w:] tegoż, Ogród nauk..., s. 201.

Miłosza tłumacza nie interesuje jedynie tekst utworu, ale również perspektywa

„historii języka” kształtowana dzięki tekstom literackim. Ich „pierworództwo” – metafora odwołująca się do tradycji defi niowania dzieł literackich, w tym przekła-dów, na podobieństwo patriarchalnych relacji rodzinnych28 – jest tu unieważnione jako kryterium oceny, dowartościowany natomiast zostaje wysiłek prowadzący do wzbogacenia kanonu literatury narodowej przez przekłady. Używając słowa „pier-worództwo”, Miłosz odwołuje się, rzecz jasna, do biblijnej historii Ezawa i Jakuba z Księgi Rodzaju (25,29–34). Ezaw prosi młodszego brata: „Daj mi choć trochę tej czerwonej potrawy, jestem bowiem znużony”. Jakub nie jest gotów do bezin-teresownego gestu, mówi: „Odstąp mi najpierw twój przywilej pierworództwa”29. Ezaw wypowiada więc przysięgę, w której zrzeka się starszeństwa w zamian za chleb i miskę soczewicy: „Ezaw najadł się i napił, a potem wstał i oddalił się. Tak to Ezaw zlekceważył przywilej pierworództwa”.

Jeśli wpisać w tekst Miłosza paralelę między przekładem wchodzącym w lite-raturę języka docelowego na prawach pierworództwa a biblijną opowieścią o han-dlu między braćmi, tekst tłumaczony można postrzegać jako pozbawiony przywi-leju „starszeństwa”, ale wykorzystujący szansę, by kupić sobie miejsce w kulturze docelowej, a w grę wchodzi nawet podstęp lub szwindel30. Obraz Ezawa i Jakuba ujawnia też „poczucie głodu” u pierworodnego, czyli pewien niedostatek, obecny w kulturze docelowej stan wyczerpania. Kupujący pierworództwo przekład ma coś do zaoferowania w zamian „wycieńczonemu”, za prestiż daje żywność, która podtrzymuje życie. Myśl o wymianie ekonomicznej jako modelu przekładowych kontaktów międzykulturowych formułuje w swoim słynnym szkicu Itamar Even--Zohar. Określa on warunki, w których literatura przekładowa staje się aktywnym elementem polisystemu, sytuującym się w jego centrum, mówiąc między innymi, o słabości lub kryzysie literatury przyjmującej31.

W powyższym cytacie interesujący jest także wątek „lenistwa z nadmiaru skrupułów”, o jakie poeta mógłby oskarżyć samego siebie, gdyby nie podjął się pracy przekładowej. Z jednej strony spiętrzone trudności budzą obawę, z drugiej – tłumacz wykazuje się dezynwolturą, gotowością do ryzyka i hazardu nieuniknio-nego przy takich zadaniach. Mówiąc w dalszym ciągu wprowadzenia o twórcach, których historyczną zasługą jest karmienie polskiej literatury miskami pożywnej przekładowej soczewicy, Miłosz nie posługuje się kategorią wierności czy

dosko-28 Por. L. Chamberlain, Gender a metaforyka przekładu, przeł. A. Sadza [w:] Współczesne teorie przekładu. Antologia, red. P. Bukowski, M. Heydel, Znak, Kraków 2009, s. 386–402; por. też rozdział 3 niniejszej pracy.

29 Cytuję według tynieckiej Biblii Tysiąclecia, wyd. 3, Pallotinum, Poznań–Warszawa 1980.

30 Słowem tym posługuję się na licencji Miłosza, który używa go, komentując swój przekład wiersza Conrada Aikena Rimbaud i Verlaine, dwaj cenni poeci: „Tam gdzie są rymy, zaczyna się szwindel”, Poezja amerykańska..., s. 417.

31 Por. I. Even-Zohar, Miejsce literatury tłumaczonej w polisystemie literackim, przeł. M. Heydel [w:] Współczesne teorie przekładu. Antologia..., s. 197–203.

nałości przekazu. Raczej przywołuje osobiste spotkania z tekstami, które niezależ-nie od swojej proweniezależ-niencji były dla niezależ-niego epifaniami poetyckimi. O Leopoldzie Staffi e, na przykład, pisze:

kiedy przyjmował mnie serdecznie u siebie w domu w Warszawie wojennej, czy nie zdzi-wiłby się, gdybym mu powiedział, że bardziej niż jego wiersze przemawia do mnie jego Fletnia chińska? […] Zastanowiła mnie w tym tomie krystaliczna czystość, to jest wyraźne kontury każdego obrazu […]. Móc tak pisać, wydawało mi się wtedy, kiedy Fletnię chińską czytałem, w 1942 roku, trudno osiągalnym celem, do którego trzeba dążyć32.

Na podziw Miłosza nie ma wpływu fakt, że Staff nie tłumaczył z oryginału japońskiego – taki zarzut, jeśli byłby to zarzut, z perspektywy stanowiska Miłosza w zasadzie nie ma sensu, czemu dał wyraz także kiedy przygotowywał własny wy-bór liryki chińskiej. W nocie do tych przekładów Miłosz powoływał się na Staff a i jego metodę:

Przekłady poezji chińskiej sporządzone zostały na podstawie tekstów angielskich. Brak znajomości języka chińskiego u poetów europejskich zmusza ich siłą rzeczy do wybrania tej jedynej możliwej pośredniej drogi. Tłumaczenie poetów chińskich z drugiej ręki było dotychczas regułą i ja nie stanowię w tym wyjątku. Teksty, na których się oparłem, pocho-dzą z antologii wydanej przez Roberta Payne’ a (Th e White Pony, Th e John Day Co, New York 1947). […] Nie mając zamiaru konkurować z piękną Fletnią chińską Leopolda Staf-fa, ograniczam się do poezji najnowszej. Łatwo zauważyć, że ta najnowsza poezja chińska łączy własne narodowe tradycje z wpływami poezji obcej, europejskiej i amerykańskiej.

Wzruszająca ludzkość i konkretność, dotykalność każdego obrazu – oto co zachęciło mnie do przyswojenia tych wierszy językowi polskiemu. Sądzę też, że ludzie umiejący czytać znajdą w nich niemało materiału do rozważań o historii dzisiejszych Chin33.

W 1993 roku w rozmowie o tłumaczeniu poezji, przywołując Fletnię chińską, Miłosz wręcz mówi o tym, że była to „poezja zupełnie przefi ltrowana, i to przefi l-trowana podwójnie […] a jednak było to dla mnie ważne doświadczenie formy”34. Nie chodzi tutaj bowiem o certyfi kowanie wiarygodności wobec tekstu źródłowe-go ani o wykluczenie zakłóceń w przekazie, lecz o wartość literacką, gwarantującą zysk polszczyźnie i jej literaturze, a tłumaczowi – przynależność do ponadczaso-wej i ponadjęzykoponadczaso-wej konfraterni twórców. Ów zysk nie wynika wprost z bliskości do kultury oryginalnej, z obcości traktowanej jako wartość sama w sobie. Jest on raczej skutkiem swego rodzaju epifanii, doświadczenia lekturowego, niezależnego od geografi czno-językowej przynależności. Praca tłumacza zostaje przez Miłosza podniesiona do bardzo wysokiej rangi:

32 C. Miłosz, Gorliwość tłumacza..., s. 203.

33 C. Miłosz, Przekłady poetyckie..., s. 190–191.

34 C. Miłosz, Rozmowy polskie 1979–1998..., s. 369–370.

Takie łączenie ludzi pióra w jedną rodzinę zasiadającą razem na przekór stuleciom jest jakby odblaskiem nieba u Blake’ a, które jest krainą wiecznych „intelektualnych łowów”.

Należeć do tej rodziny, choćby kilkoma linijkami wiersza, jest nie lada zaszczytem…35