• Nie Znaleziono Wyników

Na tak nakreślonej mapie ideologii i polityki jedynym pozytywnym punktem odniesienia jest paryska „Kultura”, dom przy avenue Corneille w Maisons-Lafi tte pod Paryżem, dokąd Miłosz pojechał w dniu, w którym nie stawił się do pracy w ambasadzie, i gdzie mieszkał (czy raczej: ukrywał się) przez pierwsze tygodnie po zerwaniu z Polską Ludową. To tutaj, w piśmie Jerzego Giedroycia, publikował teksty eseistyczne i krytyczne, poezję i przekłady. To „Kultura” oraz Instytut Li-teracki, niezależne instytucje działające we Francji na rzecz kultury polskiej i po-lityki środkowoeuropejskiej, będą przez kilka dziesięcioleci jedynym wydawcą Miłosza, osiadłego od 1960 roku w Kalifornii13.

Zastanawiając się nad tym, co mimo wielu wyraźnych różnic łączyło Miłosza z Giedroyciem, dzięki czemu ich długoletnia współpraca, zwłaszcza jej począ-tek, były możliwe, Marek Kornat, autor opracowania obszernej korespondencji poety z redaktorem, analizuje kilka kwestii. Przede wszystkim podkreśla dzielo-ne przez obydwu przekonanie, że „literatura jest jedna”, a jej wartości nie mierzy się przynależnością ideową lub polityczną autora ani adresem jego wydawnictwa, lecz jakością dzieł, przekraczającą granice defi niowane w kategoriach pozalite-rackich. Łączy się to – pisze Kornat – z krytyką „Polski narodowej”, tendencji do defi niowania „swoich” w opozycji do „obcych”, oraz odrzucenia wszelkich form

„stadności”, które wykluczają samokrytykę i próbę spojrzenia na wspólnotę z ze-wnątrz, spoza jej obszaru. Kornat uważa również, że Giedroyc pragnął zrozumieć

13 Bogatym źródłem wiadomości o relacjach Miłosza ze środowiskiem „Kultury” jest kore-spondencja pisarza, zwłaszcza z Jerzym Giedroyciem (oprac. M. Kornat, Czytelnik, t. 1, 1952–1963, Warszawa 2008; t. 2, 1963–1974, Warszawa 2011), a także C. Miłosz, Zaraz po wojnie. Koresponden-cja z pisarzami 1945–1950, Znak, Kraków 1998. Por. także J. Giedroyc, Autobiografi a na cztery ręce, Czytelnik, Warszawa 1999; K. Pomian, W kręgu Giedroycia, Czytelnik, Warszawa 2000; A.S. Kowal-czyk, Giedroyc i „Kultura”, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1999.

mechanizmy zniewolenia totalitarnego, obserwując dramaty tamtego [komuni-stycznego – M.H.] świata” widoczne w takich biografi ach, jak biografi a Miłosza14. Kolejną istotną cechą wspólną było przywiązanie obu korespondentów do idei wielonarodowościowej Rzeczypospolitej i jej wielojęzycznej, wieloetnicznej, wie-lowyznaniowej kultury15.

Wszystkie te – ogólnie tu wymienione – cechy środowiska „Kultury” spowodo-wały, że pismo i jego siedziba stały się strefą, w której możliwe jest porozumienie.

Środowisko to można postrzegać jako odwzorowanie sytuacji przekładu, czyli – zgodnie z formułą Ricoeura – „gościnności”, chęci spotkania z przybywającym z zewnątrz, co może być wzbogacające, ale też niebezpieczne. Przekład to również zaprzeczenie ksenofobicznego zamknięcia oraz wiara w istnienie przestrzeni (na przykład literackiej), która nie jest podporządkowana podziałom wywołanym do-raźnymi interesami politycznymi, ale przeciwnie – ujawnia ich prowizoryczność.

W relacji Miłosza i „Kultury” mamy także przykład działania patronatu. Jak wy-nika z ich listów, Giedroyc potrzebował Miłosza i korzystał z jego szczególnych kwalifi kacji, a Miłosz znajdował w „Kulturze” minimalne bytowe i ekonomiczne zabezpieczenie.

Nawigacja

W obszernej, szczegółowej analizie Kornata pojawiają się sformułowania, które dla translatologa brzmią znajomo: przekraczanie granic, spojrzenie z zewnątrz, próba zrozumienia tego, co obce, gotowość do spotkania i dialogu z odmiennoś-cią, docenienie wagi wielojęzyczności, tworzenie międzykulturowych przestrzeni.

Przyjmując te kategorie za punkt wyjścia, chciałabym spojrzeć na Kontynenty jako zapis swoistej nawigacji w przestrzeni „pomiędzy”, jaką Miłosz prowadził w trud-nym powojentrud-nym piętnastoleciu, zanim znalazł inny, stabilniejszy układ odnie-sienia i patronat w kalifornijskim Berkeley. Kontynenty to zbiór tekstów autora, którego miejsce pisania i miejsce publikacji jest zawsze problematyczne i znaczą-ce. W porównaniu z innymi jego książkami powstałymi w tamtym okresie, na przykład Zniewolonym umysłem, Zdobyciem władzy i Doliną Issy, właśnie Konty-nenty szczególnie wyraźnie ujawniają mechanizmy międzykulturowej i międzyli-terackiej nawigacji, której dojrzałym produktem są tworzone w tym samym czasie Traktat poetycki (1957) i Rodzinna Europa (1958).

14 M. Kornat, Między literaturą a polityką. Korespondencja Jerzego Giedroycia z Czesławem Mi-łoszem (1952–2000) [w:] J. Giedroyc, C. Miłosz, Listy 1952–1963, red. M. Kornat, Czytelnik, War-szawa 2008, s. 15–16.

15 Tamże, s. 64.

Moim zamiarem nie jest badanie ani tym bardziej, ocena dokonywanych przez pisarza wyborów ideologicznych czy też rozpatrywanie miejsca jego tekstów w historii powojennej myśli politycznej. Przyglądając się temu, co, gdzie i kie-dy Miłosz tłumaczy, chcę zapytać, dlaczego i w jakim celu prowadzi takie właś-nie prace przekładowe. Chcę także spojrzeć na zawarte w Kontynentach teksty krytyczne jako sposoby konstruowania międzykulturowej przestrzeni, w której może zaistnieć projekt twórczy Miłosza. Staram się nie izolować wątków przekła-dowych w dziele poety, ale scalać je z innymi obszarami jego twórczości, posłu-gując się jednak kategoriami przekładoznawczymi, a nie historycznoliterackimi.

Stanowiąc swoistą dokumentację powojennych prac i losów Miłosza, Kontynenty rzucają światło na jego rozumienie przekładu jako praktyki tekstowej, ale również polityki międzykulturowej, oraz dostarczają materiału do rekonstrukcji roli tłu-maczenia w dziele poety.

Chciwość

Poruszając się w przestrzeni pomiędzy Polską, Francją i Ameryką, Miłosz tropi u siebie i swojego pokolenia swoistą „schizofrenię”, rozdarcie pomiędzy systema-mi wartości i ideologiasystema-mi, skrywane za pozorem szukania jedności w różnorod-ności. „Próbowaliśmy połączyć dziedziny przez długi czas rozdzielone – pisze poeta. – Polityka, historia, ekonomia, metryka wiersza – ilu z naszych poprzed-ników doznawało tylu bodźców i ukłuć naraz?” [s.  8]16. Dla Miłosza konieczne staje się nie tyle łączenie owych „dziedzin rozdzielonych” (to zadanie już sam Mi-łosz uważa za utopijne), ile odnajdywanie potencjalnych relacji między nimi przy uznaniu ich różnorodności: geografi a, polityka, języki, kompetencje autorskie, gatunki twórczości i „pogoń za barwami świata – w krajobrazach, w książkach, w wydarzeniach” [s. 9].

Podmiot „wszechstronnej chciwości” – przedsięwzięcia poznawczego i arty-stycznego, którego częściowym zapisem są zgromadzone w Kontynentach teksty, porusza się w przestrzeni zagospodarowanej przez kategorie należące do wielu różnych porządków i obcych dyskursów. Czuje przy tym, że mimo pogoni, jaką podejmuje, „zdobycz” mu się wymyka, a dotknięcie „rzeczywistości” okazuje się niemożliwe. Za nieczęste przebłyski, chwile zbliżenia się do niej, uznaje poeta

„wiersze, przeważnie nie swoje” [s. 9], które włącza do tomu, między

publicysty-16 Postawa ta polega na „przemilczeniu”, nieujawnianiu tego, co się wie i rozumie, w imię dy-scypliny artystycznej, rozwagi i wstydu. Miłosz określa tę postawę nacechowanym aksjologicznie słowem „skaza”. W kontekście przekładu ciekawe wydaje się zwłaszcza kryterium dyscypliny: zakaz przekraczania tak lub inaczej defi niowanego decorum (motyw istotny później w kontekście relacji Miłosza z poezją współczesną, zwłaszcza amerykańską) oznacza zakaz hybrydyzacji, wprowadzania elementów obcych.

kę i notatki. W autorskiej przedmowie pojawia się wiele interesujących kwestii związanych z miejscem, jakie w projekcie twórczym Miłosza zajmuje tłumaczenie poezji.

Po pierwsze, w niejednorodnej i wielojęzycznej rzeczywistości to właśnie wier-sze, a nie prozę dyskursywną, uznaje Miłosz za momenty doświadczenia spójności czy harmonii lub – w języku hermeneutyki – rozbłyski prawdy. Są to wiersze „nie swoje”, a więc metodą pojmowania prawdy, jej zapisu, zatrzymywania i utrwala-nia okazuje się przekład. Tłumaczenie, w świetle tej uwagi Miłosza, jawi się jako akt hermeneutyczny, którego podstawowym celem nie jest przybliżenie obcej twórczości i kultury czytelnikom, lecz stworzenie samemu tłumaczowi szansy na krystalizację pewnego znaczenia – akt dopomagający mu „nieraz skuteczniej niż długie wywody” w osiągnięciu celu.

Po drugie, przekładom przyznaje poeta miejsce w swoim dziele na równi z in-nymi gatunkami twórczości. Jeśli „pogoń za zdobyczą” ma być motywem prze-wodnim Kontynentów (jak zresztą chyba wszystkich niemal książek autora Nieob-jętej ziemi) i właśnie wiersze przełożone umożliwiają Miłoszowi zbliżenie się do celu, traktowanie ich jako utworów niższej rangi, nieprzynależących do obszaru dzieła, przeczyłoby jego wewnętrznej logice.

Po trzecie, charakterystyczna różnorodność i wielowątkowość owej „małej antologii”, na którą składają się włączone do Kontynentów teksty poetyckie, pod-kreśla szerokość zakresu poszukiwań twórczych poety i poniekąd unieważnia różnorodne granice nałożone na niego przez historię, geografi ę i politykę kulturo-wą. Powiązania między utworami pochodzącymi z różnych czasów i miejsc („Co wspólnego między poetą Anglii XVII wieku i poetą rewolucyjnych Chin?” – pyta nie bez zdziwienia sam Miłosz [s.  9]) są nieoczywiste, ale dzięki kreatywnemu gestowi tłumacza i antologisty okazują się możliwe.

Za granice

„Dzielę wszystko na trzy okresy, w zależności od miejsca, w którym przyszło mi pisać” – stwierdza Miłosz w przedmowie do Kontynentów [s. 7], wskazując – po-dobnie jak później we wstępie do Mowy wiązanej – że porządkuje materiał wzglę-dem własnej biografi i17. Taka organizacja książki jest jednak uporządkowaniem, by tak rzec, powierzchniowym. Miejsce pisania nie gwarantuje stabilnego punktu odniesienia: podmiot tych tekstów wciąż wyraża poczucie, że terytoria

zamknię-17 Podobnie jak w przypadku antologii przekładów i tutaj wtrąca Miłosz uwagę, że zbiór różno-rodnych „prac literackich” może się okazać nużący dla czytelnika, chociaż wybrane teksty są istotne z punktu widzenia autora (ponieważ – można dopowiedzieć – wyłania się z nich pewna logika jego

„prac i dni”).

te granicami są niewystarczające, sytuuje się zarazem tu, gdzie właśnie mieszka i tworzy, i gdzie indziej, w miejscu, do którego swoje pisanie odnosi. Między stro-nami ustalanej każdorazowo relacji tworzy się znaczeniotwórcze napięcie, dy-stans, którego sproblematyzowanie – a niekoniecznie pokonanie – staje się istotą podjętego zadania.

W Polsce podczas wojny tłumaczy Miłosz obcą poezję – i to obcą radykalnie, bo pisaną głównie w języku angielskim, który nie tylko nie jest powszechnie zna-ny, podobnie jak nieznane jest dzieło Eliota, lecz którego sam tłumacz dopiero się uczy. Przebywając w Stanach Zjednoczonych, prezentuje polskim odbiorcom twórczość amerykańskich pisarzy, stale nawiązując do polskiego doświadczenia.

Poza tym włącza w obszar swojego krytycznego i przekładowego zainteresowania twórczość spoza amerykańskiego kanonu, w jakimś sensie egzotyczną lub margi-nalną, na przykład pieśni negro spirituals i utwory poetów murzyńskich. Tłumaczy także za pośrednictwem angielszczyzny wiersze współczesnych poetów chińskich oraz utwory Federica Garcii Lorki i Jorge Carrery Andradego18. We Francji zaj-muje się między innymi Gałczyńskim i Pasternakiem jako tłumaczami Szekspira, Czechowiczem oraz poezją amerykańską czytaną tym razem przez pryzmat fran-cuskiej antologii Alaina Bosqueta, którą omawia na użytek czytelników w Polsce.

Na samym początku artykułu Nie, którego publikacja w paryskiej „Kulturze”

towarzyszyła decyzji poety o zerwaniu z Polską Ludową, Miłosz przedstawia się – co uderzające – jako „polski poeta i tłumacz poetów innych narodów” (podając listę przekładanych poetów); wyjaśnia też, że decyzję o przecięciu więzi z demo-kracją ludową podjął w trakcie pracy nad korektą Jak wam się podoba i nad prze-kładem III aktu Otella19. Także w liście zatytułowanym Drodzy Rodacy, napisanym w tym samym czasie co Nie, a rozesłanym do literatów i dziennikarzy w kraju, Miłosz stwierdza: „Moje życie na Zachodzie będzie dziesięć razy trudniejsze, niż byłoby w Warszawie, gdzie dostałbym piękne mieszkanie i tłumaczyłbym Szekspira”20.

18 W rozmowie z Renatą Gorczyńską na pytanie o to, czy pierwszy pobyt w Ameryce był okre-sem twórczym, Miłosz odpowiada: „Tak, napisałem wtedy pewną ilość wierszy, których się nie wsty-dzę. Starałem się wtedy wykonywać jakąś sensowną robotę. Tłumaczyłem sporo z angielskiego, z hi-szpańskiego. […] Czyli na swój sposób odkrywałem tę poezję […]. Dla mnie ten okres był jakimś poczuciem obowiązku” (C. Miłosz, „Podróżny świata”..., s. 87).

19 Por. J. Giedroyc, C. Miłosz, Listy 1952–1963..., Aneks, s. 717.

20 Tamże, s. 735–736. Wątek tłumaczenia Szekspira jako alternatywnej, ale nie wybranej drogi twórczości pojawia się parokrotnie w listach Miłosza, m.in. do Jarosława Iwaszkiewicza. Marek Kor-nat cytuje raport ambasadora Kajetana Morawskiego z rozmowy z Miłoszem w Paryżu w 1951 roku:

„W Polskiej Republice Ludowej działo się mu materialnie przez cały czas dobrze, moralnie stopnio-wo coraz gorzej. Gdyby mógł był się spodziewać, że pozstopnio-wolą mu choćby kontynuować rozpoczęte tłumaczenia Szekspira i nic więcej, kraju by nie opuszczał. Ale zostać pisarzem i nie być w służbie propagandy regime’ owej stało się niemożliwym”; cyt. za J. Giedroyc, C. Miłosz, Listy 1952–1963..., Aneks, s. 738.